Zamieszanie wokół osób bez wiedzy medycznej oferujących niekonwencjonalne metody terapeutyczne nie przemija. I przypomina nam, jak cienka granica dzieli nadzieję od manipulacji.
21 stycznia Zarząd Polskiej Ligii Walki z Rakiem opublikował swoje stanowisko w sprawie tzw. alternatywnych metod leczenia nowotworów. Można w nim przeczytać, że „pacjenci coraz częściej decydują się na korzystanie z porad naturopatów oraz innych osób nieposiadających wykształcenia medycznego, którzy oferują terapie niezgodne z wiedzą medyczną, często bardzo kosztowne. Metody takie jak: szczególne diety, dożylne wlewy witamin, suplementy czy terapie energetyczne, są zupełnie nieskuteczne i mogą prowadzić do niekorzystnych, często nieodwracalnych konsekwencji zdrowotnych. (…) Trzeba pamiętać, że główną motywacją tych, którzy propagują cudowne sposoby leczenia raka, jest chęć zarobku, a nie udzielenie pomocy. Cynicznie wykorzystują strach, niepewność i brak wiedzy pacjentów”.
Moim zdaniem w korzystaniu z tradycyjnych metod leczenia nie ma nic złego – ziołolecznictwo czy inne formy terapii, oparte na wielowiekowej tradycji, mogą być skutecznym wsparciem leczenia różnych schorzeń. Warunkiem ich stosowania jest jednak uczciwość wobec chorych. Obiecywanie cudów, których nie potwierdza nauka, jest nie tylko nieetyczne, ale wręcz niebezpieczne. Medycyna to nie magia – to nauka, empatia i odpowiedzialność. Tradycyjne terapie mogą stanowić jej element, ale nigdy nie powinny zastępować rzetelnej diagnostyki oraz leczenia zgodnego z aktualną wiedzą medyczną.
W tym wszystkim jest jednak drugie dno, a mianowicie skala biedy w Polsce. Najnowszy „Raport o biedzie” Szlachetnej Paczki dowodzi, że w skrajnym ubóstwie żyje prawie 2,5 mln Polaków. To 6,6 proc. populacji naszego kraju. W samym 2023 r. liczba osób skrajnie ubogich wzrosła blisko o połowę.
Słuchając tych doniesień, trudno nie odnieść wrażenia, że polski system ochrony zdrowia dla wielu ludzi jest nieosiągalnym luksusem. Czy osoby żyjące na granicy ubóstwa mogą pozwolić sobie na wizytę u specjalisty, drogie leki czy badania diagnostyczne? Odpowiedź jest brutalna – nierzadko bliżej im do znachorów oraz do obietnic cudownych uzdrowień niż do lekarzy. Skrajna bieda tworzy podatny grunt dla rozwoju nieuczciwych praktyk, bo tam, gdzie nie ma dostępu do publicznej opieki zdrowotnej, rodzi się naturalna potrzeba nadziei, choćby pozornej. Dla wielu osób kontakt z medycyną alternatywną jest jedynym śladem zainteresowania ich losem.
Rolą lekarzy powinno być budowanie mostów pomiędzy tradycyjnymi metodami a współczesną medycyną, nie zaś bezwzględna walka z nimi. Edukacja i empatia, a nie wyśmiewanie czy potępianie, są kluczem do zmniejszenia roli szarlatanów w społeczeństwie. Nie zapominajmy, że lekarze mają moc wpływania na rzeczywistość – poprzez rzetelną praktykę, edukowanie pacjentów oraz wskazywanie optymalnych i realnych rozwiązań. Dopóki jednak bieda pozostanie barierą, dopóty walka z szarlatanami będzie jedynie gaszeniem pożarów, a nie rozwiązaniem problemu u jego źródła.
Politycy, odpowiedzialni za kształt naszego systemu ochrony zdrowia, powinni czuć się zawstydzeni faktem, że w XXI wieku są jeszcze w Polsce ponad 2 miliony ludzi, których nie stać na leczenie… ani na życie. Każdy przypadek, w którym pacjent wybiera znachora z braku innych możliwości, jest porażką państwa.
Ewa Podsiadły-Natorska
redaktor prowadząca