Liczba kandydatów starających się o indeks studiów medycznych jest relatywnie, medialnie, jeszcze duża, ale liczby podawane przez mass media są częściowo zafałszowane. Kim będzie lekarz w Polsce za kilka lat?
Parę lat temu, ku mojemu zaskoczeniu, podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, dowiedziałem się, że zmniejszyła się liczba uczelni kształcących lekarzy. Na pytanie dlaczego, padło wypunktowane i precyzyjne, po amerykańsku, wyjaśnienie. Po pierwsze, studia są drogie, a nawet bardzo drogie. Po drugie, zanim lekarz zaczyna zarabiać godziwe pieniądze, od zakończenia studiów musi minąć co najmniej kilka lat, zwykle nie mniej, niż pięć. W tym czasie jego zarobki uznać można ? jak na standard ludzi z pozycją ? za prawie głodowe. W tym samym czasie rówieśnik lekarza, lecz po innych studiach, zarabia już znacznie więcej. Po trzecie, ubezpieczenia lekarzy są w Stanach bardzo wysokie. Na przykład ubezpieczenie położnika, w zależności od stanu, sięga czasem rocznie nawet dwustu tysięcy dolarów. Dlatego w Stanach do medycyny garną się głównie tzw. nowi emigranci, którzy widzą w niej szansę na lepsze życie. W podobny sposób zaczyna wyglądać problem lekarzy w Europie Zachodniej.
A co w Polsce? Artykuł opatrzyłam powyższym tytułem patrząc oczywiście na nasze warunki. Niestety, nie jest najlepiej. Wprawdzie liczba kandydatów starających się o indeks studiów medycznych jest relatywnie, medialnie, jeszcze duża, ale liczby podawane przez mass media są częściowo zafałszowane. Wynika to choćby z faktu, że kandydat po maturze może zgłosić swój akces na medycynę nie tylko na jednym uniwersytecie. Dodatkowo, w Polsce dzięki kolejnym ?reformom? szkolnictwa średniego, istnieje konieczność zdecydowania się na określony kierunek studiów, tak naprawdę już w pierwszej klasie liceum. A więc o swoich studiach decyduje gimnazjalista! A jeśli już wybierze i zacznie studiować, to na pytanie o specjalizację (mówię tu o studentach ostatniego roku wydziału lekarskiego) najczęściej pada odpowiedź: wyjazd za granicę. Dlaczego?
Ano w Polsce, podobnie jak w Stanach, pensje młodych lekarzy przed specjalizacją, która trwa minimum pięć lat, są podobnie jak w Stanach i nie tylko, niewystarczające do godziwego życia. Niestety, po specjalizacji problem zostaje. Chyba że, tak jak w mojej klinice, młoda pani docent pracuje non stop 56 (!) godzin. W związku z tym polscy lekarze, zwracając się do młodych kolegów, dają często odpowiedź na zawarte w tytule pytanie: ?not to be a doctor?. Myślę, że wszystko to razem powoduje, że mamy jedno z trzech ostatnich miejsc w Europie, jeśli chodzi o liczbę lekarzy przypadających na liczbę mieszkańców. I wiele wskazuje na to, że uda nam się ten wynik ?poprawić? ? niestety, w dół.
Podsumowując, może za kilka lat będą nas leczyć lekarze z Ukrainy i Kazachstanu. Co oczywiście nie oznacza, że będą to źli lekarze. ?