To jedyna na świecie choroba, której pacjenci z tak oczywistymi objawami, równocześnie są dla wielu lekarzy… niewidoczni.
Mój tata, od dziecka chorobliwie otyły, od dwóch tygodni przebywa w szpitalu. Nie zliczę, ile razy (od lekarzy i pielęgniarek) usłyszałam, jak kłopotliwym jest dla nich pacjentem. Bo bardzo ciężki, a bezwładny, więc do ruszenia go potrzeba co najmniej sześć osób. Bo z powodu nadmiaru tkanki tłuszczowej trudno zrobić porządne wkłucie i podpiąć aparaturę. O czynnościach pielęgnacyjnych nie wspominając.
„Czy pani tata próbował się odchuchać?”.
To pytanie też zadawano mi wielokrotnie. W końcu, po wielu latach, zrozumiałam, że jest ono niewłaściwe. Otyłość jest chorobą, którą trzeba leczyć. Pytanie o odchudzanie jest zasadne w przypadku osoby, która chciałaby pozbyć się co najwyżej kilku kilogramów. Aby się odchudzić, wystarczy deficyt kaloryczny – odpowiednio zbilansowana dieta oraz aktywność fizyczna. Mój tata w swoim życiu „przerobił” chyba wszystkie diety świata. Owszem, chudł, ale zawsze (!) dopadał go efekt jo-jo. Musiało to spowodować ogromne spustoszenie w jego metabolizmie oraz układzie dokrewnym.
W Polsce ok. 9 mln dorosłych osób choruje na otyłość. 9 mln! Każdy z nich zapewne choć raz w życiu usłyszał, że „powinien się odchudzić”. Dla osoby otyłej to oczywiste. Pytanie, co dalej. Wiele otyłych pacjentów próbuje zredukować masę ciała (czytaj: wyzdrowieć) na własną rękę. Niektórzy zapisują się do dietetyka. Większość korzysta z diet ogólnodostępnych w internecie. Gros z nich z powodu bólu stawów i pleców podejmuje minimalną aktywność fizyczną – o ile w ogóle.
A co się dzieje, gdy pacjent z chorobą otyłościową zjawia się w gabinecie lekarza rodzinnego? Tutaj dochodzimy do sedna sprawy, czyli do paradoksu, który ma miejsce w przypadku otyłych pacjentów. Lekarz rodzinny jak na dłoni widzi u swojego otyłego pacjenta objawy choroby. Dobrze, jeżeli w ogóle podejmie z nim na ten temat rozmowę, pod warunkiem, że nie będzie to zalecenie, aby „mniej jeść i więcej się ruszać”.
– Jest mi przykro, bo ktoś, kto to mówi, nie rozumie, na czym ta choroba polega – mówiła w rozmowie ze „Światem Lekarza” prof. Lucyna Ostrowska, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości nagrodzona Złotym OTISEM 2024 za „pionierskie dokonania w leczeniu choroby otyłościowej”. – Tymczasem pacjenci z chorobą otyłościową słyszą coś takiego wielokrotnie – również od dietetyków, lekarzy, specjalistów. Taki pacjent zazwyczaj chodzi od gabinetu do gabinetu; w poniedziałek ma konsultację kardiologiczną, we wtorek ortopedyczną, w środę diabetologiczną itd. W każdym z tych gabinetów otrzymuje receptę i słyszy: „Dodatkowo niech pan/pani mniej je i więcej się rusza”. Bardziej to stygmatyzuje i zniechęca niż motywuje do zmiany stylu życia.
Otyły pacjent nie potrzebuje słyszeć oczywistości. On wie, że jest chory, bo to choroba, która powoduje ok. 200 powikłań, z którymi on zmaga się każdego dnia. Wycofuje się społecznie, zamyka w domu, cierpi na depresję. Otyły pacjent potrzebuje planu leczenia. Mojemu tacie nigdy nie poradzono, w jaki sposób i gdzie powinien zacząć się leczyć. Ani razu nie usłyszał konkretu, więc nigdy nie wiedział, co powinien zrobić i w jakiej kolejności. Pójść do endokrynologa? A może diabetologa? Bariatry? Psychodietetyka? Fizjoterapeuty? Leczenie nie może odbywać się na zasadzie „zgaduj zgadula”.
Dzięki analogom GLP-1 i GIP mamy przecież rewolucję w leczeniu otyłości i cukrzycy. I tutaj też powstał paradoks: dzięki nim szczupli stali się jeszcze szczuplejsi, a większość otyłych… pozostała otyła. Wiem, że wielu otyłych pacjentów sugeruje swoim lekarzom, aby przepisali im wspomniane leki. Ci lekarze nierzadko to robią. Jednak żadne, nawet najnowocześniejsze leki nie pomogą, jeśli opieka nad otyłym pacjentem nie będzie skoordynowana. Taki pacjent nie może poprzestać na farmakoterapii. MUSI zmienić swój styl życia. Nieprzypadkowo każda osoba, z którą rozmawiałam, a która poddała się operacji bariatrycznej, podkreślała, że operacja to dopiero początek!
Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że w perspektywie najbliższych 3–5 lat opieką koordynowaną w POZ mają zostać objęci wszyscy pacjenci w Polsce, co ma dotyczyć również pacjentów otyłych. Z kolei programy takie jak KOS-BAR są świetne i bardzo potrzebne, ale obejmują mocno ograniczoną liczbę pacjentów (np. w 2023 roku uczestniczyło w nich ok. 6,5 tys. osób – przy 9 mln chorych). Mój tata do takiego programu nie został zakwalifikowany. Ba, w ogóle o nim nie wiedział.
Przed nami bardzo długa droga. Musimy dojść do momentu, w którym gdy otyły pacjent zjawi się w gabinecie lekarza rodzinnego po receptę na lek X, usłyszy od niego: „Zaraz, pani/pana podstawową chorobą jest otyłość. Musimy zacząć ją leczyć”. Taki pacjent powinien wyjść z gabinetu wyposażony w wiedzę, dokąd ma skierować swój pierwszy krok, a potem drugi, trzeci i kolejne. W przeciwnym wypadku epidemii otyłości nie zatrzymamy.
Ewa Podsiadły-Natorska
Razem z prof. Lucyną Ostrowską i innymi wybitnymi specjalistami przygotowujemy dla Państwa następne wydanie „Świata Lekarza”, które ukaże się na III Kongresie Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości (6–7 grudnia w Warszawie).