DOŁĄCZ DO SUBSKRYBENTÓW

NEWSLETTERA

Siódmy pies. Dwa dni z wojny

Podziel się treścią:

 

Pokój w hotelu jest ciepły, nawet przegrzany i bardzo czysty. Mrozu boją się wszyscy najbardziej. Bez światła da się żyć, bez Internetu też. Śmierć z wychłodzenia przychodzi znienacka. Zasypiasz i już. Za oknem jezioro w Tarnopolu, lekka mgła.

Na drugim brzegu, na skarpie domy w popołudniowej szarówce. Po zmroku miasto przypomina szachownicę: dziesięć domów z nielicznymi światłami w oknach, jasne witryny sklepów, a dalej kilkanaście przecznic ciemnych, i znowu jasno,  i tak bez końca. Oświetlenie zmienia się nieprzewidywalnie ? coś się zapala, coś gaśnie, po chodnikach przesuwają się nieliczne świetliki latarek i sylwetki bez cieni.

Każdy nosi swój strach inaczej.  

Wycie syren, krótkie hasło ? rakiety. Szybka powtórka z pamięci, trzeba zejść do schronu, wszędzie są oznakowane. W szoku, jaki podświadomie wywołuje dźwięk alarmu, część ludzi nie robi nic. Rozpakowuje walizki w hotelu, wymienia karty w telefonie, podłącza ładowarki. Na wojnie najważniejsza jest rytualizacja czynności życiowych: wracasz do pokoju po ciemku i musisz wiedzieć, gdzie stoi lampka na baterie, gdzie leży kabel i powerbank, zachować butelkę wody do mycia i do picia. A jak już zapalisz lampę, pozostaje tylko kołdra i książka i sen.

A i tak będą ci się śniły obrazy rakiet wbitych w górne piętra domów w Kijowie, Mariupolu, Charkowie i będziesz widzieć, jak wlatują w twoje czwarte piętro ciepłego hotelu w Tarnopolu. I poczujesz chłód.

Na przypadkowym stole pierwsza pomoc – dla chorej trafionej odłamkiem
Kuchnia w Chersoniu

**

Dzień.

Kiedy widzisz pierwszą panią z pieskiem, myślisz, że to normalne życie; gdy mijasz pierwszą kobietę z pięcioma psami, nie dziwisz się. Druga, trzecia, dziesiąta osoba otoczona gromadą psów, to w Tarnopolu codzienność. Wszystkie zwierzęta są z innej bajki ? małe do schowania pod pachą i wielkie charty, psy czarne i bure, kundle i wielki rasowy wilczur. Naliczyłem siedem wokół jednej osoby. Wszystkie psy bez smyczy, każdy w kubraczku z włóczki, sikają na skrawek trawnika przy głównym placu, jeden po drugim jak w kolejce. Żadnej zabawy, zero zaczepek, hałasu ? zupełnie nie jak psy na spacerze. Karnie idą po schodach ku jezioru, obok zamku. Nie rozbiegają się, choć alejki i place zabaw kuszą, można by nawet pobiegać po zjeżdżalniach; południe, nie ma na nich nikogo, pogoda nawet ładna, bez wiatru.  

W centrum nieliczni ludzie na chodnikach, też są półobecni. Ale są. I jest dudnienie generatorów, wystawionych przed witryny, i czekanie na odwołanie alarmu. I na światło.

Gorzki smak zwycięstwa. Chersoń

***

Żołnierz przed hotelem, to stary wiarus. Ogorzała twarz siedemdziesięciolatka, opalona wiatrem, nieobecny wzrok. Ubrany w żołnierski szynel z drugiej wojny nie wygląda jak  bojownik w telewizji. Ale to on jest prawdziwy ? pewnie z niewoli albo z frontu. Przywieziony na leczenie, na przepustkę? Nie chce rozmawiać, szybko znika w budynku na sam dźwięk rosyjskiego.

Przy głównym wejściu, w hallu uniwersytetu medycznego, za parawanami półki darów, stosy pudeł ? dwa tiry, może trzy. Nasza dostawa na środku, ustawiona do pamiątkowego zdjęcia. Tu kompletowane są apteczki indywidualne w standardzie NATO, zrobili ich blisko cztery tysiące, tu dociera termiczna bielizna, dziś najcenniejsza. Stąd sprzęt jedzie prosto na front.

? Kiedy zmieniają rozmiary koszul, jakich potrzebuje oddział, wiem, że ktoś zginął ? Natalia płacze. Od początku wojny poznała kilkanaście jednostek bojowych, dożywia je, ubiera, kocha.

Polski profesor ortopedii mówi, że tu chce ściągnąć swoich lekarzy, żeby zobaczyli, jak się tutaj operuje stu ciężko rannych ludzi nieomal jednocześnie. Tylu jest zwożonych do kliniki uniwersyteckiej raz w tygodniu, regularnie jak w zegarku.

Dary, medale, kolacje. Wdzięczność w oczach rektora, łzy. Łzy nie kłamią. Polacy i Ukraińcy po przeciwnych stronach stołu ? tak decyduje starszyzna. Bo to jest rada. Nie wolno mówić po rosyjsku, każda strona rozumie drugą może w trzydziestu procentach. Gościnność jednych i determinacja drugich nie potrzebuje żadnego języka ? jest emocją. Powstaje plan. Wojnę wygrywają sojusze.

****

Dzień II

Na parking przed liceum w Krzemieńcu wychodzą poborowi. Sześciu chłopaków, ich oczy i kilka rodzin przy samochodach. Oficer pomaga nieść torby rekrutów, w armii to się raczej nie zdarza. Cisza na parkingu jest ciszą małego miasteczka, ciszą ich dotychczasowego życia. Wsiadają do busa, jadą do następnej miejscowości, po kolejny zaciąg.

Grupa psów przechodzi powoli, w kierunku ulicy prowadzącej w górę, do domu Juliusza Słowackiego. ? Powiedz, że mnie widziałeś, że jestem grzeczny i czekam ? mówi siódmy.

Paweł Kruś

Tarnopol, 5-7 grudnia 2022

Paweł Kruś
Paweł Kruś
Wydawca Świata Lekarza i specjalistycznych portali dla lekarzy. Organizator debat, konferencji i krajowych oraz międzynarodowych akcji profilaktycznych (m.in. badań poziomu hemoglobiny glikowanej i poziomu cholesterolu u dzieci). Przewodniczący Kapituły Nagrody Zaufania „Złoty OTIS”. Dziennikarz medyczny, laureat m.in. Nagrody dr. Władysława Biegańskiego, wyróżnienia Nagrody Św. Kamila i tytułu „Zasłużonemu - Polskie Towarzystwo Lekarskie” oraz medalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Ukrainy i Ukraińskiego Stowarzyszenia Diabetyków.

Więcej od autora

Chcesz być na bieżąco z informacjami ze świata medycyny?

ŚWIAT LEKARZA i ŚWIAT LEKARZA 3D w Twojej skrzynce mailowej: