Ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała wprowadzenie do szkół nowego przedmiotu. Będzie to edukacja zdrowotna, która od 1 września 2025 roku zastąpi wychowanie do życia w rodzinie. Trudno o lepszą informację.
Wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ) to niewypał, okazał się bowiem przedmiotem bardziej ideologicznym niż stricte edukacyjnym, nieprzystającym do współczesnych realiów i potrzeb młodych ludzi. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której w podręczniku zatwierdzonym przez MEN znaleźć można takie fragmenty: „Dziewczynki plotkują, chłopcy grają w koszykówkę”, „Ginekolog to nie dentysta i dziewczynki nie powinny do niego chodzić zbyt często” czy „Dziewczyna powinna zdawać sobie sprawę, że więcej niż chłopiec płaci za nietrafny wybór, bo nie ma równości w naturze. On jest dawcą życia, siewcą, natomiast jej ciało glebą, w której będzie wzrastało nowe życie”.
Komentarz wydaje się zbędny.
To się jednak wreszcie skończy. Od roku szkolnego 2025/2026 w klasach IV–VIII i szkołach ponadpodstawowych zamiast WDŻ pojawi się edukacja zdrowotna. W ramach zajęć młodzież będzie uczyć się m.in. o zdrowiu fizycznym oraz psychicznym (!), edukacji seksualnej, profilaktyce uzależnień, właściwym żywieniu. Powstał już specjalny zespół, który wypracuje podstawę programową, nowy przedmiot ma też zostać poddany szerokim konsultacjom społecznym.
Na czele zespołu stanął prof. Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog, który na początku tego roku jako pierwszy Polak został uhonorowany prestiżowym medalem Magnusa Hirschfelda za szczególne zasługi w dziedzinie badań nad seksualnością człowieka i edukację seksualną. W zespole znaleźli się też m.in. dr hab n. med. Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultantka krajowa ds. medycyny rodzinnej, dr n. med. Aleksandra Lewandowska, konsultantka krajowa w dziedzinie zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży czy ks. Arkadiusz Nowak, prezes Fundacji Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej. Ta różnorodność ekspercka wydaje się solidnym fundamentem do stworzenia podstawy programowej dla nowego przedmiotu.
Żeby jednak taki przedmiot jak edukacja zdrowotna spełnił swoje zadanie i społeczne oczekiwania, powinny wydarzyć się dwie rzeczy. Po pierwsze, podręcznik musi być wolny od opinii i osobistych przekonań autorów, ażeby był wiarygodny, musi opierać się na evidence-based medicine, czyli medycynie opartej na faktach, tzn. na bieżących badaniach naukowych, oczywiście napisany musi być przy tym językiem przystępnym dla młodzieży. W Polsce mamy kryzys autorytetów – ten podręcznik może być pierwszym krokiem ku zmianie. Marzy mi się chwila, kiedy młody człowiek po informacje dotyczące swojego ciała i zdrowia w pierwszej kolejności sięgnie do takiego podręcznika niż wejdzie na Tik-Tok, by tam czerpać wiedzę od samozwańczych ekspertów-influencerów. Nie jest to marzenie ściętej głowy. Książka „SEXED.PL. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie”, która powstała w wyrazie sprzeciwu modelki wobec braku rzetelnej edukacji seksualnej w Polsce, trafiła na szczyt listy bestsellerów – w ciągu zaledwie dwóch miesięcy po premierze sprzedało się ponad 100 tys. egzemplarzy. To projekt non-profit; całkowity zysk ze sprzedaży trafia na konto fundacji SEXED.PL.
Po drugie, edukacja zdrowotna powinna być przedmiotem obowiązkowym. Bez ocen, ale obowiązkowym. Zajęcia WDŻ nie były dla uczniów obowiązkowe, choć akurat w tym przypadku nie ma czego żałować.
Ewa Podsiadły-Natorska
Redaktor prowadząca światlekarza.pl