Prof. dr hab. n. med. Mariusz Bidziński, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii onkologicznej i kierownik Kliniki Ginekologii Onkologicznej Narodowego Instytutu Onkologii – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie, w rozmowie z Luizą Łuniewską
Panie profesorze, dlaczego pomimo wielu lat zaawansowanych badań wobec raka jajnika lekarze wciąż często są bezradni?
Niestety większość kobiet, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, otrzymuje rozpoznanie raka jajnika w stadium zaawansowanym. Dzieje się tak, ponieważ ten nowotwór rozwija się w sposób „cichy” – daje objawy niespecyficzne, głównie ze strony przewodu pokarmowego. W rezultacie pacjentki często miesiącami chodzą do różnych lekarzy, wykonują wiele badań, podczas gdy choroba systematycznie się rozwija. Niestety, profilaktyka w przypadku tego nowotworu, w porównaniu do innych jak np. rak piersi, praktycznie nie istnieje. Są grupy wysokiego ryzyka, rodziny z mutacjami genu BRCA1 czy BRCA2, i tylko one właściwie mogą być dokładniej monitorowane.
W przypadku większości kobiet szansą jest tylko regularna kontrola ginekologiczna. Wiele pań uważa, że skoro nie miesiączkuje, nie musi odwiedzać ginekologa – to błąd. Ważna jest tutaj nasza, lekarzy, rola dydaktyczna, uświadomienie, że w okresie menopauzy ilość nowotworów, a szczególnie nowotworów ginekologicznych, rośnie. Istotne jest też, by pacjentka znała historię zdrowotną swojej rodziny. Jeśli zdarzały się w niej nowotwory (np. piersi, jajnika), powinna być bardziej czujna i poinformować o tym lekarza. I wtedy on powinien wykazać się czujnością – taką osobę zakwalifikować do ściślejszego nadzoru, gdyż jest w grupie podwyższonego ryzyka zachorowania na nowotwory. Przy obecnym stanie wiedzy medycznej umożliwia to wcześniejszą diagnostykę, a tym samym zwiększa szanse na skuteczne leczenie.
Jak duże są te szanse?
Niestety, liczba zaawansowanych przypadków jest tak duża, że mimo wprowadzenia nowych metod leczenia i technologii, wyniki leczenia raka jajnika wciąż nie są satysfakcjonujące. W Polsce 5-letnia przeżywalność wynosi ok. 40 proc.
To też wynika trochę z kwestii organizacyjnych. W ostatnich latach doszło do rozproszenia ośrodków onkologicznych, dla przykładu – w województwie mazowieckim działa niemal 30 ośrodków, które leczą raka jajnika. A takie pacjentki powinny trafiać do wyspecjalizowanych ośrodków, a nie do takich, w których lekarze mają po 2–3 przypadki raka jajnika w roku.
W Narodowym Instytucie Onkologii operujemy średnio 70–80 przypadków nowo rozpoznanego raka jajnika rocznie. Powinniśmy 2–3 razy więcej takich chorych leczyć chirurgicznie w związku z dużym potencjałem zarówno doświadczonej kadry, jak i kompleksowej infrastruktury. Rozproszony system organizacji leczenia prowadzi do tego, że kobiety trafiają do ośrodków, które nie mają wystarczającego doświadczenia ani odpowiednich zasobów. Jest to poważny problem, który wymaga rozwiązania na poziomie organizacyjnym. Przede wszystkim dla dobra pacjentek, ale także dlatego, że leczenie nieefektywne jest dużo droższe.
A więc jak leczyć raka jajnika efektywnie?
W Polsce mamy kilka ośrodków chirurgii onkologicznej, które mają europejskie certyfikaty na leczenie zaawansowanych raków jajnika. W tym Narodowy Instytut Onkologii – Klinika Ginekologii Onkologicznej ma taki certyfikat jako jeden z 53 ośrodków w Europie. Oprócz niego jest jeszcze kilka placówek w Polsce, które leczą na europejskim poziomie.
Dobra jest też sytuacja, jeśli chodzi o dostęp do leków i terapii celowanych. Mamy wszystko to, co jest na świecie i żadnych powodów do kompleksów. Jeśli powstaje jakaś nowa substancja, to mamy właściwie pewność, że szybko będzie dostępna także w Polsce. Pytanie brzmi, czy te wszystkie technologie są stosowane we wszystkich jednostkach? Bo przy aktualnym rozproszeniu onkologii wiadomo, że to niemożliwe, ponieważ w wielu przypadkach ich użycie wymaga całego wyspecjalizowanego zespołu.
Czy w najbliższym czasie pojawią się jakieś nowe terapie?
Powstała taka nowa cząsteczka, która się nazywa mirwetuksymab i działa na receptory folianowe. To są specyficzne receptory, które ma 80 proc. przypadków raka jajnika. Okazała się ona szczególnie skuteczna w platynoopornym raku jajnika. Program lekowy już został przekazany przez firmę do ministerstwa i trwają prace, by pojawił się w naszym receptariuszu. Zapewne w najbliższym czasie tak się stanie. Koledzy patomorfolodzy robią już szkolenia, by wykrywać receptory kwasu folianowego. W części placówek histopatologicznych już się to robi, w Narodowym Instytucie Onkologii nawet od 2–3 lat.
Czyli diagnostyką wyprzedziliście terapię?
W każdym przypadku raka jajnika, aby prawidłowo leczyć, trzeba zrobić badania. Przede wszystkim genetyczne. Te badania są refinansowane przez NFZ i możemy je wykonywać, ale nie wszystkie jednostki chcą kontraktować takie badania, bo np. dyrekcja mówi, że jej się nie opłaca. Ale to się opłaca, przede wszystkim pacjentkom. Genetyka zrobiła przełom w onkologii, bo dzięki niej wiemy, co jest niesprawne i co można naprawić poprzez leki celowane. Ale żeby o tym rozmawiać, trzeba zrobić badania. Niezrobienie tego to nieetyczne zaniechanie. Zwłaszcza że nie chodzi tylko o te pacjentki, ale także o ich rodziny – bo te mutacje oznaczają możliwe predyspozycje do innych nowotworów np. raka trzustki czy gruczołu krokowego.
Co jeszcze dają takie badania?
Wiedzę, że np. przy mutacji BRCA1 skuteczniej działa cisplatyna czy karboplatyna, która nie działa przy nowotworach platynoopornych. Mamy też inhibitory PARP, które celują w szlaki naprawy DNA. Działają przede wszystkim u pacjentek z mutacjami. W tej chwili są stosowane także u tych, które nie mają mutacji – obie grupy pacjentek dostają podobne cząsteczki (olaparyb przy mutacji i niraparib bez) różniące się tylko profilem toksyczności.
Co można jeszcze zrobić, by zwiększyć szanse kobiet z rakiem jajnika?
W diagnostyce raka jajnika istotne jest, by pacjentki szybko otrzymywały kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego, co przyśpiesza cały proces leczenia. System diagnostyczny musi być spójny, aby pacjentka nie musiała błąkać się po różnych instytucjach. Kluczowe jest również, by diagnoza była precyzyjna – tylko wtedy można skutecznie określić, jaki proces nowotworowy zachodzi w organizmie i skierować pacjentkę do odpowiedniego ośrodka.
Jest pan jednym z patronów koalicji diagnostyczno-klinicznej na rzecz nowotworów kobiecych. Czym się ona zajmuje?
W ramach koalicji przygotowaliśmy nowe algorytmy postępowania, cały nowy zestaw standardów dotyczących raka jajnika, szyjki macicy, trzonu macicy, by lekarze mieli najnowszą wiedzę, co jest najbardziej efektywne. Robimy szkolenia, propagujemy wiedzę. Poza tym zajmujemy się współpracą z organizacjami pacjentów i lobbowaniem, czy to w sejmie czy w ministerstwie, by w Polsce było dostępne najnowocześniejsze i najskuteczniejsze leczenie.