Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Mariuszem Bidzińskim, kierownikiem Kliniki Ginekologii Onkologicznej centrum Onkologii ? Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie.
Kilkanaście lat temu prowadzono kampanię zachęcającą do szczepień przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV), który jest głównym czynnikiem rozwoju nowotworów szyjki macicy. Czy dziś możemy powiedzieć, że wpłynęła ona korzystnie na sytuację epidemiologiczną tej choroby?
Jeżeli chodzi o nowotwory szyjki macicy, to w 2006 r. wystartował program populacyjny, czyli badania cytologiczne dla kobiet w wieku 25-59 lat. Niestety na te badania, finansowane z państwowych funduszy, zgłaszało się tylko ok. 30 proc. kobiet. Żeby profilaktyczny program populacyjny był skuteczny, powinno w nim uczestniczyć nie mniej niż 70 proc. Można więc powiedzieć, że w Polsce ludzie nie przywiązują wagi do profilaktyki. Uważają, że zawsze będą zdrowi ? i to dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Podobną sytuację mamy w profilaktyce nowotworów jelita grubego czy piersi. Natomiast szczepienia przeciwko HPV są bardzo skuteczną, dokładnie przebadaną formą profilaktyki.
Dają bardzo wysoką skuteczność w zapobieganiu stanom przednowotworowym szyjki macicy. Dlatego dziś możemy powiedzieć, że szczepienia powinny być w Polsce, podobnie jak w większości państw Unii Europejskiej, obligatoryjne dla dziewczynek między 9. a 13. rokiem życia. Ale również dla chłopców ? w niektórych krajach także chłopcy są szczepieni. HPV powoduje bowiem nie tylko stany przednowotworowe szyjki macicy, ale ze względu na zwyczaje seksualne również okolic odbytu, prącia oraz głowy i szyi. Nowotworów wywołanych wirusem brodawczaka ludzkiego jest naprawdę sporo. W Polsce szczepienia te są zalecane, ale nie propagowane, nie wprowadzono ich do kalendarza szczepień obowiązkowych. Nie wiemy, jaka jest wyszczepialność młodzieży w tym zakresie.
Czyli z epidemiologicznego punktu widzenia nie mamy efektów?
Liczba zgonów z powodu raka szyjki macicy od 2006 r. nieznacznie spadła. Upłynęło jednak 12 lat od rozpoczęcia programu, więc już powinny być wyraźne efekty, a zauważamy zaledwie minimalny trend spadkowy.
Jak wiadomo, profilaktyka w przypadku większości nowotworów odgrywa dużą rolę.
Kluczową. Od momentu, kiedy do organizmu wniknie HPV, do pojawienia się nowotworu mija średnio 10 lat. Przy dobrze sformatowanej, aktywnej profilaktyce jesteśmy w stanie przez ten czas wykryć stany przednowotworowe, leczyć je w sposób jak najmniej traumatyczny, dając gwarancję pełnego wyleczenia. Inaczej to wygląda np. w przypadku nowotworów trzustki ? choroba eksploduje i możemy tylko powiedzieć, że wciąż jeszcze nie mamy ?papierka lakmusowego?. A w przypadku raka szyjki macicy dysponujemy fantastycznymi narzędziami. Wystarczyłoby, żeby każda kobieta w Polsce raz na trzy lata zrobiła cytologię. Nawet gdy przyjmiemy, że 30 proc. tych badań daje fałszywy wynik dodatni lub ujemny, to pierwsza, ewentualnie druga diagnoza może być niewłaściwa, ale żeby trzy razy mieć pecha ? to już mało prawdopodobne. W ciągu kilku lat jesteśmy więc w stanie wychwycić zagrożenie, oczywiście pod warunkiem, że kobieta regularnie robi takie badania.
Czy problem leży w edukacji społeczeństwa?
Oczywiście tak, ale nie tylko. Drugi czynnik to konsekwencja. Wyobraźmy sobie, że np. wypłata świadczenia 500+ mogłaby być powiązana z pewnymi obowiązkami: ?nie zrobiłaś cytologii ? 500+ na ciebie zaczeka w depozycie, przyniesiesz zaświadczenie ? otrzymasz pieniądze?. Oczywiście zaraz podniosą się głosy, że to zabieranie wolności osobistej. Pamiętajmy jednak, że przecież kiedyś będziemy musieli te osoby leczyć i wydać na to poważne pieniądze. A przy tym skuteczność tego leczenia jest niewielka. Umierają młode kobiety. Moim zdaniem państwo powinno narzucać pewne rygory. W wielu krajach takie badania są płatne, a polskie kobiety mają je za darmo i nie korzystają. A gdy przyjdzie choroba, żądają skutecznego leczenia.
Co zmieniło się w leczeniu nowotworów ginekologicznych w ostatnich latach?
W onkologii mamy bardzo dużo pozytywnych elementów. Dziś słowo rak nie ma już tak złej konotacji jak kiedyś. Nie oznacza nieuchronnej śmierci w ciągu kilku miesięcy. Chorzy, nawet jeśli nie są wyleczeni, żyją wiele lat. Dam przykład nowotworu jajnika, który wśród nowotworów narządów kobiecych jest najbardziej poważną chorobą, zazwyczaj wykrywaną w zaawansowanym stadium, ponieważ nie ma dobrych metod profilaktycznych. 20 lat temu pacjentki przeżywały średnio 1,5-2 lata, a dziś 5-6 lat. To istotna różnica. Wiele nowotworów to dziś choroby przewlekłe. Można więc powiedzieć, że skuteczność onkologii na całym świecie, również w Polsce, się podnosi. Nasz system ma pewne ograniczenia, ponieważ jesteśmy mniej zasobnym państwem, stąd też nie wszystkie nowoczesne terapie można u nas wykorzystać. Aczkolwiek mieścimy się w średniej europejskiej i nie musimy się wstydzić, że np. nie mamy niektórych leków.
Z czym Pan Profesor wiąże największe nadzieje w swojej specjalności?
Z dwoma elementami. Pierwszy to przekonanie naszego społeczeństwa, że profilaktyka jest skuteczna. Rak piersi, szyjki macicy, jelita grubego, u mężczyzn prostaty, to są nowotwory, które rzeczywiście dziesiątkują ludzi. Gdybyśmy więc byli zdyscyplinowani, podporządkowali się wymaganiom profilaktyki, nie bali się badań, to większość tych nowotworów można byłoby wykryć na wczesnym, a nawet przednowotworowym, etapie. A to daje pełną gwarancję wyleczenia. Spotykam się też z taką postawą u moich pacjentek: ?No dobrze, a jeśli coś wykryją, to co potem? Nie wiem, gdzie się zwrócić, nikt mi nie chce pomóc?. Ludzie się tego boją, więc system musi być przejrzysty, musi wręcz zachęcać pacjenta do badań profilaktycznych. Ścieżka leczenia musi być prosta.
A ten drugi element?
To nowoczesna charakterystyka choroby. Każda choroba ma swoje ?linie papilarne?. Dzisiaj bardzo nam pomaga w tym zakresie genetyka. Dzięki niej możemy scharakteryzować już nie pięć, sześć typów nowotworu, lecz kilkadziesiąt. I możemy powiedzieć, że w tym przypadku wystarczy taka terapia, w innym trzeba zastosować inną metodę leczenia, a w jeszcze innym potrzebna jest terapia uzupełniająca, skojarzona. Przy tym chodzi nie tylko o sam nowotwór, ale również o pacjenta, który jest swoistym gospodarzem choroby. Dwie osoby z tym samym nowotworem nie będą tak samo chorować. Medycyna spersonalizowana pozwala nam więc na bardziej precyzyjne leczenie.
Rozmawiał Andrzej Dziurdzikowski