Moim zdaniem rocznie mogłoby skorzystać z metody wspomaganego rozrodu ok. 30 tys. par. Zakładając, że średnia skuteczność leczenia wynosi ok. 33%, to nietrudno wyliczyć, jak wpłynęłoby to korzystnie na polską demografię – mówi prof. Waldemar Kuczyński, jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce lekarzy, zajmujących się leczeniem niepłodności, założyciel Centrum Leczenia Niepłodności Kriobank w Białymstoku.
Był Pan w zespole, który w 1987 roku doprowadził do narodzin pierwszego w Polsce dziecka z in vitro, przez wiele lat sprawował Pan funkcję ministerialnego eksperta w zakresie leczenia niepłodności technikami wspomaganego rozrodu, krioprezerwacji tkanek i narządów, pracując na rzecz wprowadzenia w Polsce prawa reprodukcyjnego. Aktywnie uczestniczył Pan w pracach na rzecz wprowadzenia systemu refundacji leczenia niepłodności. Te działania zaowocowały stworzeniem w 2013 roku rządowego programu, a w 2014 refundacją leków. Co było dalej, wiemy, program został przerwany. Jaka była wówczas Pana reakcja?
Kiedy dowiedziałem się, że program będzie skrócony, to od razu napisałem wtedy list do ministra zdrowia, argumentując, że skrócenie tego programu to odebranie nadziei na własne potomstwo tysiącom młodych Polek, że przecież dzięki temu programowi tylko w ciągu 2,5 roku przyszło na świat ok. 4 tys. dzieci, a na leczenie zakwalifikowanych było wciąż 17 tys. par. Dziś, według danych na koniec ubiegłego roku, dzięki programowi w latach 2013 -2016 przyszło na świat ponad 22 tys. dzieci, a sądzę, że w sumie jest to ok. 30 tys. To 10% urodzeń w ciągu roku! Kiedy 10 lat temu nasi demografowie sporządzali analizy, wskazywali, że in vitro nie rozwiąże problemu dzietności w naszym kraju. Nie przewidzieli uwarunkowań społecznych i ekonomicznych, jakie potem nastąpiły, że ta dzietność będzie dramatycznie z każdym rokiem spadać. I dziś te 10% naprawdę dużo znaczy.
Niejednokrotnie podkreślał Pan, że kiedy tworzyliście poprzedni program, kierowaliście się myśleniem „propaństwowym”. Co to oznaczało?
Bardzo oszczędnie podchodziliśmy do finansowania in vitro, bo chcieliśmy, żeby pieniądze były wydatkowane rozsądnie, według jasnych kryteriów, z zapewnieniem równego dostępu dla pacjentów w całym kraju. Należy pamiętać, że to był program pilotażowy i traktowaliśmy tę refundację in vitro jako inwestycję w przyszłość państwa. Mając ograniczone środki, wiedzieliśmy, że nie uda nam się zaspokoić wszystkich potrzeb w tym zakresie, to znaczy objąć wszystkich potrzebujących programem refundacji. A potrzeby były tak wielkie, jak zaniedbania poprzednich lat. Stąd ograniczenia, np. z programu mogły skorzystać kobiety tylko do 40. roku życia i tylko te, które miały zachowane realne szanse na skuteczne leczenie. Chodzi o potencjał jajników do odpowiedzi na leki stymulujące wytwarzanie komórek jajowych odpowiedniej jakości. Takie oszczędne podejście było zresztą wówczas praktykowane w wielu innych krajach.
Sądząc po założeniach nowego programu, który, przypomnijmy, ma ruszyć od 1 czerwca tego roku, to podejście się zmieniło…
I słusznie. Mamy obecnie inną sytuację demograficzną, użyłbym nawet takiego sformułowania, że mamy demograficzny „nóż na gardle”. Dzisiaj absolutnie nie powinniśmy zaciskać pasa, jeśli chodzi o in vitro. Przeciwnie, trzeba działać tak, żeby umożliwić jak najszerszy dostęp do tej metody. Te osiem lat zamknięcia programu spowodowało utratę szansy na posiadanie dziecka przez tysiące par – i to bardzo boli. Dlatego teraz należałoby zrobić wszystko, co możliwe, żeby to zmienić. Moim zdaniem rocznie mogłoby skorzystać z tej metody wspomaganego rozrodu ok. 30 tys. par. Zakładając, że średnia skuteczność leczenia wynosi ok. 33%, chociaż jest ona ściśle powiązana z wiekiem, im kobieta starsza, tym mniejsza skuteczność, to nietrudno wyliczyć, jak wpłynęłoby to korzystnie na polską demografię.
Warto brać przykład z Izraela, tam każde dziecko jest zyskiem dla państwa, dlatego tam refunduje się każdą procedurę wspomagania rozrodu w 100%. Jeśli tylko ktoś chce mieć dziecko, nawet jeśli ma już ich kilkoro, otrzyma stuprocentowe dofinansowanie. Tak myślą w kraju, który też ma problem z demografią i dla którego każde dziecko jest na wagę złota.
Jakoś nie widzę takiego myślenia w naszym kraju, nawet biorąc pod uwagę naszą sytuację demograficzną…
A ta jest przecież dramatyczna. Jeśli nasza populacja nadal będzie się zmniejszać w tak szybkim tempie, to kto będzie pracował na emerytów oraz rencistów… I jaki los będzie ich czekał za te kilkanaście lat… Bo to całkiem bliska perspektywa. Tutaj znów posłużę się przykładem innego kraju – Chiny. Przez lata stosowali politykę ograniczania reprodukcji, a teraz mają z tym wielki problem. Na dodatek nie mają systemu ubezpieczeń społecznych, więc starsi, których jest coraz więcej, są na łasce rodziny.
Najlepszym sposobem odzwierciedlenia tej zależności jest wykorzystanie wskaźnika obciążenia demograficznego. W uproszczeniu, opisuje on liczbę pracowników w gospodarce utrzymujących osoby starsze, które nie są aktywne zawodowo. W ciągu następnych 20-30 lat gospodarki rozwinięte przejdą od około czterech do około dwóch osób pracujących, aby utrzymać jednego emeryta. To przesunięcie demograficzne w rozwiniętych gospodarkach wywołało obawy o wypłacalność i przystępność wielu z tych cenionych programów publicznych oraz o to, jak zebrać fundusze na spłatę tych zobowiązań wobec społeczeństwa.
Nie zrobimy wszystkiego od razu, ale ekonomiści powinni dokładnie wyliczyć, na co nas stać w in vitro, poszukać środków na finansowanie procedur. Ludzie mają świadomość, że w systemie ochrony zdrowia są potężne luki, że wiele pieniędzy zostało zmarnowanych. I pytają, dlaczego my nie mogliśmy z nich skorzystać, dlaczego odebrano nam szansę na dziecko.
I tu nasuwa się wobec tego pytanie, jakie powinny być granice w refundacji in vitro? Rozszerzony dostęp, jak najbardziej, ale jak to powinno wyglądać w konkretach? Czy – i w jakim stopniu – znaczenie powinien mieć wiek kobiety? A inne parametry?
Z pewnością na finansowanie in vitro każdemu, kto podejmie decyzję o posiadaniu dziecka, jak to jest w Izraelu, póki co nas nie stać. Ale inne parametry można zmodyfikować, w porównaniu z tymi przyjętymi w pierwszym programie. Moim zdaniem wiek kobiety nie powinien być jednym z podstawowych ograniczników. Tu powinna decydować biologia i, oczywiście, medycyna. Są kobiety, które mają 45 lat i są bardziej płodne niż te o 10 lat młodsze. Może należałoby również zmienić podejście do kryterium rezerwy jajnikowej, może przyjętą wcześniej wartość – 0,7 ng/ml, należałoby obniżyć. Tak to wynika z moich obserwacji u leczonych dzisiaj pacjentek.
Może więc jedynym kryterium co do finansowania in vitro powinna być skuteczność leczenia? A tę, posługując się dostępnymi metodami diagnostycznymi, nietrudno przewidzieć. Najważniejsza jest chęć posiadania dziecka oraz możliwości biologiczne kobiety. I oczywiście indywidualne podejście do każdego przypadku.
Są propozycje, żeby przy staraniach o refundowane in vitro wiek kobiety ograniczyć do 42-43 lat…
To ja mogę zapytać, dlaczego nie 45? Jeszcze raz podkreślę, wiek kobiety nie powinien tu być istotnym czynnikiem, tylko jej możliwości biologiczne. Jednak nie bez znaczenia jest to, ile lat będzie kobieta jeszcze miała przed sobą, żeby to dziecko wychować. Ale to już wyzwania natury moralno-etycznej.
Czy sądzi Pan, że nadejdą czasy, kiedy będziemy mogli refundować w 100% każdą procedurę wspomaganego rozrodu, w tym in vitro? I co musiałoby się stać, żeby do tego doszło?
To nie jest proste pytanie. Ale na pewno, chociaż in vitro, jako techniki w pełni medycznej, nie powinno się łączyć z polityką, pewne decyzje polityczne są wskazane. Nasza sytuacja demograficzna powinna dać politykom do myślenia.
Rozmawiała: Bożena Stasiak
Prof. Waldemar Kuczyński
Jeden z najbardziej doświadczonych w Polsce lekarzy zajmujących się leczeniem niepłodności. Był w zespole, który w 1987 roku doprowadził do narodzin pierwszego w Polsce dziecka z in vitro. Od 35 lat prowadzi ośrodek Centrum Leczenia Niepłodności Kriobank. Przez wiele lat był ministerialnym ekspertem w zakresie leczenia niepłodności technikami wspomaganego rozrodu. Autor pionierskich prac na temat leczenia niepłodności metodami pozaustrojowego zapłodnienia oraz mikroiniekcji plemnika do cytoplazmy oocytów, leczenia zaburzeń rozrodu u osób z niepełnosprawnościami, kriokonserwacji komórek rozrodczych człowieka. Współtwórca rządowego programu leczenia niepłodności metodą in vitro oraz refundacji kosztów leków, co zaowocowało wprowadzeniem w 2013 roku programu, a w 2014 refundacją leków.