W ostatnim czasie świat psychologii i psychiatrii pożegnał dwóch wybitnych profesorów, mentorów, liderów swoich dziedzin: Philipa Zimbardo i Zbigniewa Lwa-Starowicza.
Dorobek obu zapisał się w historii medycyny. Prof. Philip Zimbardo, amerykański psycholog włoskiego pochodzenia, który zmarł w wieku 91 lat, znany jest przede wszystkim jako autor „eksperymentu więziennego”, tyleż słynnego, co kontrowersyjnego. Nie zmienia to jednak faktu, że ów eksperyment stał się klasycznym przykładem wpływu sytuacji oraz ról społecznych na ludzkie zachowanie. I potwierdzeniem słów wypowiedzianych później przez prof. Zimbardo, że „każdy z nas ma potencjał, by stać się potworem lub bohaterem”.
Eksperyment przeprowadzono w 1971 r. na Uniwersytecie Stanforda. Zimbardo chciał sprawdzić, jak ludzie zachowują się w warunkach symulowanej władzy i podporządkowania. Interesowało go, czy przypisane im role wpłyną na ich postawy, emocje oraz działania. Uczestników eksperymentu podzielono losowo na dwie grupy: strażników oraz więźniów. W piwnicy budynku Wydziału Psychologii Uniwersytetu Stanforda zaaranżowano prowizoryczne więzienie; więźniowie zostali aresztowani przez „policję”, następnie poddani procedurom aresztowania, przesłuchania i zamknięci w celach. Strażnicy otrzymali uniformy i pałki; ich zadaniem było utrzymanie porządku i zapewnienie właściwego funkcjonowania „więzienia”, przy czym nie wolno im było używać przemocy fizycznej.
Strażnicy bardzo szybko zaczęli jednak nadużywać swojej władzy, stosując wobec więźniów przemoc psychiczną i surowe kary. W czasie trwania eksperymentu stopniowo zwiększali swoją brutalność i wymyślali poniżające zadania, np. zmuszali więźniów do robienia przysiadów albo do czyszczenia toalet gołymi rękami. Więźniowie zaczęli przejawiać silne reakcje emocjonalne takie jak apatia, lęk, depresja. Niektórzy z nich zaczęli wykazywać objawy załamania nerwowego. Część więźniów próbowała się buntować, ale ich działania były brutalnie tłumione przez strażników.
Eksperyment, który miał trwać dwa tygodnie, został przerwany po sześciu dniach. Powodem były drastyczne zmiany w zachowaniu uczestników. Zimbardo udało się jednak pokazać, jak szybko ludzie mogą dostosować swoje zachowania do przypisanych im ról społecznych, nawet jeśli są one sztuczne, odgórnie narzucone i krótkotrwałe. „Eksperyment więzienny” wykazał, że w pewnych okolicznościach ludzie mogą zachowywać się w sposób brutalny i nieludzki, nawet jeśli w normalnych warunkach czegoś by nie zrobili.
Jedną z osób, która zwróciła wówczas uwagę, że eksperyment wymyka się spod kontroli, była Christina Maslach, emerytowana profesor psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego polskiego pochodzenia, wnuczka polskich emigrantów Michała Maślacha i Anny Pszczółkowskiej, żona Philipa Zimbardo. I choć „eksperyment więzienny” nigdy nie został oficjalnie uznany za badanie naukowe (do dziś budzi sporo wątpliwości przede wszystkim natury etycznej), pozwolił jego autorowi na wysnucie ponadczasowych wniosków takich jak np. „Sytuacje czynią nas tym, kim jesteśmy” – udzielając poniekąd odpowiedzi na pytanie, dlaczego w czasie wojny niektórzy wykazują się zdumiewającą bezdusznością, której wcześniej nie przejawiali.
Prof. Zimbardo ma oczywiście dorobek znacznie wykraczający poza „eksperyment więzienny”. W swoim życiu zawodowym zajmował się psychologią człowieka, w tym nieśmiałością, a także związkami i kryzysem męskości.
W zgłębianiu zakamarków ludzkiej psychiki nie miał sobie równych także prof. Zbigniew Lew-Starowicz, najbardziej znany polski seksuolog, psychiatra, psychoterapeuta, który zmarł, przeżywszy 80 lat. Prof. Lew-Starowicz założył Polskie Towarzystwo Seksuologiczne, nazywany był zresztą „panem od seksu”, który podobnie jak niegdyś Michalina Wisłocka – z którą bardzo dobrze się znał i których ścieżki zawodowe wielokrotnie się przecinały – przez całe dekady uczył Polaków „sztuki kochania”.
Książki Lwa-Starowicza to bestsellery – i trudno się temu dziwić. Profesor nawet o najintymniejszych, najdelikatniejszych, najbardziej wstydliwych sprawach mówił w sposób prosty, przystępny, przyjazny. To z jego książek dowiedziałam się, że rolą psychoterapeuty nie jest rozwiązać czyjeś problemy i udzielać rad, tylko pomóc zrozumieć, dlaczego podejmujemy takie, a nie inne decyzje – i wyposażyć nas w narzędzia, dzięki którym będziemy podejmować decyzje z naszego punktu widzenia słuszne.
Często wracam do książek prof. Lwa-Starowicza, wiele cytatów wryło mi się w pamięć. „Z mojej praktyki jednoznacznie wynika, że dobra rozmowa, a nawet kulturalna kłótnia, są dla związku lepsze niż zakłamana cisza. Problemy trzeba rozwiązywać, a nie zamiatać je pod dywan. Trzeba tylko mówić tym samym językiem i słuchać, co na nam do powiedzenia druga strona. Kluczową sprawą jest zrozumienie, co dokładnie partner chce nam powiedzieć. Czy słowa, które wypowiada, znaczą dla niego/dla niej to samo co dla mnie? Kobiety i mężczyźni bardzo często pod tymi samymi pojęciami rozumieją co innego. Wydaje nam się, że partner zna nas tak długo, że w lot złapie, o co nam chodzi. Tymczasem natura ukształtowała umysły kobiety i mężczyzny inaczej, a i bagaż kulturowy ma znaczenie” – pisze profesor we wstępie do książki „Rozmówki małżeńskie”.
Z powyższego fragmentu cytować można każde zdanie! I tak jest z każdą publikacją prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, który o związkach, relacjach i seksie opowiadał z wielkim wyczuciem, mimo że bez owijania w bawełnę.
Odeszli wielcy.
Podobno nie ma ludzi niezastąpionych, jednak pisząc ten tekst, mam co do tego spore wątpliwości.
Ewa Podsiadły-Natorska
redaktor prowadząca
Czekam na Państwa wiadomości: [email protected].