Na otwarciu Kongresu Zdrowia Publicznego 2016, zorganizowanego 24 listopada przez WUM, minister Konstanty Radziwiłł zapowiedział centralizację zdrowia publicznego. Urzędy i agencje zamierza ułożyć w strukturę, bezpośrednio kontrolowaną przez Ministerstwo Zdrowia. Argumentem za takim rozwiązaniem jest łatwe ustalenie, kto i za co jest odpowiedzialny.
Można by powiedzieć ? nareszcie!
Na wierzchołku nowego systemu będzie stał Minister Zdrowia. Będzie miał wpływ na wszystkie decyzje i ponosił za nie odpowiedzialność.
Brzmi dobrze, ale…
Dziwną tradycją władzy administracyjnej w Polsce jest od lat dogmat nieomylności. Ministrowie i ich urzędnicy w zasadzie akceptują tylko te pomysły, których autorstwo przypisują sobie. Jest to powszechnie znana prawda, więc cała sztuka rozmowy z administracją polega na tym, by swój pomysł tak przedstawić, jakby zrodził się co najmniej z ministerialnej inspiracji. Jedni robią to inteligentnie, inni mniej ? podobno mechanizm działa.
Jak napisałem, władza błędów nie popełnia z definicji, więc rozliczana jest boleśnie przez wyborców ? wystarczy przypomnieć niegdysiejsze kilka procent głosów dla rządzącego SLD, AWS czy ?niespodziewaną? klęskę prezydenta Bronisława Komorowskiego i Platformy.
System odpowiedzialności pionowej działa skutecznie tylko wtedy, kiedy główny decydent albo jest nieomylny, albo potrafi błąd naprawić.
Reformy ministra Radziwiłła będą miały sens, jeśli skoryguje ewidentne pomyłki związane z brakiem insulin ludzkich na liście ?S?, zwanej 75+ i sprezentowanie seniorom sartanów zamiast inhibitorów ACE. Te decyzje w powszechnym przekonaniu wymagają autokorekty. Jeśli się na nie doczekamy bez medialnych wojen, to będzie oznaczać, że odpowiedzialność pionowa jest skuteczna.
O obydwu sprawach piszemy na stronach 43 i 46.
Nie piszemy natomiast o tym, że polska ginekologia odniosła w ostatnim czasie spektakularny sukces, zmniejszając wskaźnik umieralności okołoporodowej do 4,4%, gdy w Unii Europejskiej wynosi on 6,5%. Widocznie dwaj główni autorzy sukcesu, profesorowie Stanisław Radowicki i Mirosław Wielgoś uznali, że lepiej pisać o tym, co wymaga korekty niż kontestować zwycięstwa.