Pandemia COVID-19 bardzo niekorzystnie odbiła się na sytuacji pacjentów z chorobami sercowo-naczyniowymi. Z raportu Ministerstwa Zdrowia wiemy, że największy przyrost zgonów w 2020 roku był spowodowany chorobami układu krążenia. Sądzę, że jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa, wirus nie zacznie znów zbierać żniwa w swojej nowej odmianie, wszystko będzie wracało do normalności – mówi prof. Adam Witkowski.
Panie Profesorze, gdy dwa lata temu został Pan prezesem PTK, nikt nie mógł przypuszczać, że wydarzy się coś takiego jak epidemia COVID-19. To była trudna kadencja. Z jakimi wyzwaniami musiał się Pan mierzyć?
Jeśli chodzi o Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, to kadencja przebiegała w dużym stopniu w wymiarze online. Musieliśmy dostosować się do warunków pandemii, działając jako towarzystwo naukowe i współpracując z osobami, które są odpowiedzialne za system ochrony zdrowia, z organizacjami pacjentów, z lekarzami. Odbyły się wszystkie kongresy i konferencje PTK – część była przekładana z nadzieją, że będą mogły odbyć się w normalnym trybie. To się nie udało, wszystkie miały formułę online lub w tryb hybrydowy. O dziwo, nie zmniejszyło to frekwencji, a nawet ją zwiększyło – okazało się, że ta forma wielu osobom była na rękę, mogły z domu uczestniczyć w sesjach, co było dużym ułatwieniem, zwłaszcza w czasie pandemii. Zwykle w kongresie PTK uczestniczy ok. 4-5 tys. osób; w 2020 r. mieliśmy 25 tys. zarejestrowanych osób. Pandemia wiele rzeczy utrudniła, jednak jako PTK wydaliśmy szereg zaleceń i wytycznych dotyczących postępowania z chorymi kardiologicznymi, uruchomiliśmy platformę naukową PTK, by móc finansować kolejne aktywności, zwłaszcza młodych lekarzy.
Jak pandemia COVID-19 wpłynęła na polską kardiologię?
Niestety, bardzo niekorzystnie odbiła się na sytuacji pacjentów z chorobami sercowo-naczyniowymi. Z raportu Ministerstwa Zdrowia wiemy, że największy przyrost zgonów w 2020 roku (aż o prawie 17 proc.), był spowodowany właśnie chorobami układu krążenia.
Szpitale były nastawione na leczenie pacjentów zakażonych COVID-19, ograniczały więc liczbę przyjęć pacjentów do planowych procedur kardiologicznych, spadła również liczba leczonych ostrych zawałów serca, co również musiało odbić się na wzroście śmiertelności, a także na wzroście liczby osób z niewydolnością serca. Mimo pandemii apelowaliśmy, żeby nie wstrzymywać pilnych przyjęć do szpitala. Przeprowadzaliśmy też kampanie informacyjne dla pacjentów, żeby nie lekceważyli bólu w klatce piersiowej i zgłaszali się do szpitala. Wspólnie z Ministerstwem Zdrowia zorganizowaliśmy kampanię Nie#ZostańwDomuzZawałem, która – mam nadzieję – przekonała pacjentów, by nie wahali się dzwonić na pogotowie w przypadku podejrzenia zawału serca. To samo dotyczyło udarów mózgu. Choć faktycznie było niewielkie ryzyko zakażenia w szpitalu, to jednak przeczekiwanie w domu zawału serca czy innego ostrego stanu kardiologicznego jest o wiele bardziej niebezpieczne.
Pandemia spowodowała też zahamowanie zmian organizacyjnych w kardiologii?
Niestety, nie udało się wprowadzić KONS – programu koordynowanej opieki nad chorymi z niewydolnością serca. To pewna zadra, którą mam zarówno ja, jak wiele innych osób. Zostało włożone wiele pracy, program był już dopracowany w szczegółach, miał wchodzić w życie. Zapewne zostanie on częściowo zrealizowany w pilotażowym programie sieci kardiologicznej. Bardzo dobrze, że pojawiła się koncepcja sieci, warto jednak zauważyć, że nie zostało w niej dokładnie określone, co zrobić z chorym po wypisie ze szpitala. Brakuje koordynowanej opieki, jaka jest np. w programie KOS-Zawał dla pacjentów po zawale serca. Ministerstwo zapowiada, że gdy pilotaż ruszy, to być może uda się wprowadzić program opieki koordynowanej w części dotyczącej pacjentów z niewydolnością serca.
Czy dzięki temu, że wejdzie pilotaż sieci kardiologicznej, pacjenci z niewydolnością serca będą zaopiekowani?
W ramach sieci mówi się o czterech obszarach: niewydolność serca, wady zastawkowe, nadciśnienie tętnicze oporne na leczenie farmakologiczne, zaburzenia rytmu serca. Niektóre procedury w tych obszarach nie będą wliczane w limit ryczałtowy, tylko będą finansowane poza ryczałtem. Mają być stworzone szybkie ścieżki diagnostyczne, zintensyfikowana współpraca z lekarzami pierwszego kontaktu, pojawią się koordynatorzy diagnostyki i leczenia, infolinia. Jeśli to wszystko zadziała, to sieć kardiologiczna przyczyni się do sprawniejszej diagnostyki i leczenia. Mam nadzieję, że będzie można również dołączyć do tego koordynowaną opiekę nad chorymi z niewydolnością serca. Program pilotażowy jest zaprojektowany na 18 miesięcy, następnie ma być zrobiona ewaluacja, jakie przyniósł efekty.
W 2019 roku wszedł w życie program leczenia hipercholesterolemii rodzinnej, jednak leczonych w nim jest tylko ok. 200 pacjentów. Dlaczego tak niewielu?
Przyczyn jest wiele; z jednej strony – bardzo restrykcyjne, wyśrubowane kryteria włączenia do programu i przez to ograniczone możliwości leczenia nowymi terapiami. Te kryteria mogą nie pozwalać części pacjentów na korzystanie z programu, choć odnieśliby z niego bardzo duże korzyści. Faktem jest też, że nie wszyscy pacjenci chcą uczestniczyć w programach lekowych; nie wszyscy mogą sobie pozwolić na tak częste wizyty u lekarzy. Kolejną przyczyną jest fakt, że jest to dodatkowy obowiązek dla lekarzy i dodatkowa sprawozdawczość. Myślę, że należy rozmawiać z Ministerstwem Zdrowia, by ten program poprawić i uelastycznić kryteria wejścia do programu: powinny one być zbliżone do zaleceń Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Na pewno spowodowałoby to wzrost liczby pacjentów korzystających z programu; zarówno chorych z hiperlipidemią rodzinną, jak chorych bardzo wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego.
XXV kongres PTK odbywa się w wersji online. Które sesje przede wszystkim by Pan zarekomendował?
Jubileuszowy, XXV kongres PTK w Poznaniu odbywa się online. Będzie na nim wybrany nowy zarząd, odbędzie się też przekazanie prezesury PTK z moich rąk na ręce prof. Przemysława Mitkowskiego. Mam nadzieję, że pod względem frekwencji powtórzymy ubiegłoroczny sukces. W tym roku będzie ponad sto sesji, odbywających się równolegle. Tradycyjnie są sesje poświęcone nowym wytycznym Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, które zostaną ogłoszone podczas kongresu, który odbywa się pod koniec sierpnia, również w formule online. Będą sesje dotyczące choroby niedokrwiennej serca, ostrych zespołów wieńcowych. Kongres ma też część naukową, podczas której są prezentowane wyniki badań prowadzonych w Polsce, także we współpracy z ośrodkami zagranicznymi. W trakcie ceremonii otwarcia chcemy przyznać nagrody naukowe za najwybitniejsze publikacje w roku 2020, żeby w ten sposób zachęcać młodych lekarzy do pracy naukowej. Jako PTK przeznaczamy środki na wspieranie aktywności naukowej, również niedawno powstała Agencja Badań Medycznych wspiera badania naukowe w obszarze kardiologii: to bardzo ważne, bardzo tego brakowało.
W czasie pandemii mniej było w szpitalach pacjentów z ostrymi incydentami sercowo-naczyniowymi, a także pacjentów na planowe zabiegi. A jak sytuacja wygląda obecnie? Jakie są Pana rekomendacje przed czwartą falą?
Leczenie i diagnostyka zostały zamrożone, a teraz powoli zaczyna się to odmrażać. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że mamy epidemię COVID-19. Mamy też pacjentów, którzy muszą być leczeni, nie mogą czekać. Sądzę, że jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa, wirus nie zacznie znów zbierać żniwa w swojej nowej odmianie, wszystko będzie wracało do normalności. Przyjmujemy pacjentów normalnie, choć staramy się zmniejszyć liczbę chorych na salach szpitalnych. Nie zawsze to się jednak udaje, gdyż staramy się ?nadrabiać zaległości?. Będziemy coraz bardziej normalnie funkcjonować, trzeba będzie przyzwyczaić się do koronawirusa, tak jak przyzwyczailiśmy się do grypy.