– Rak urotelialny to jeden z groźniejszych i stosunkowo częstych nowotworów. Komórki raka urotelium, a w szczególności raka pęcherza moczowego, cechuje bardzo wysoka kumulacja różnych uszkodzeń materiału genetycznego zgromadzonego w DNA. Gdy dokonano oceny guzów złośliwych pod kątem średniej liczby mutacji na komórkę nowotworową, to okazało się, że rak pęcherza moczowego jest w czołówce tego rankingu – mówi dr hab. n. med. Jakub Żołnierek, onkolog kliniczny.
Jakim problemem epidemiologicznym jest obecnie rak urotelialny?
To jeden z groźniejszych i stosunkowo częstych nowotworów: rocznie w Polsce stwierdza się 7-8 tys. nowych zachorowań. Częściej chorują mężczyźni. Powodem tego zjawiska jest zapewne nałóg palenia – jako silny czynnik predysponujący do zachorowania – a szerzej rozpowszechniony wśród mężczyzn. Niemniej jednak w ostatnim czasie obserwowano niepokojący trend wzrostu częstości zachorowań na ten nowotwór także w populacji kobiet. Tłumaczy się to także problemem palenia papierosów.
Czynnikami ryzyka są także: narażenie zawodowe na kontakt z toksycznymi związkami chemicznymi obecnymi w przemyśle ciężkim czy wulkanizacyjnym, uprzednie zastosowanie u pacjenta leczenia radioterapią miednicy małej czy nawracające stany zapalne – zwykle na tle infekcji dolnych dróg moczowych.
Skąd związek palenia papierosów z rakiem pęcherza moczowego?
Jest to spowodowane działaniem toksycznych substancji zawartych w dymie papierosowym, a krążących w organizmie palacza, wydzielanych i wydalanych z organizmu wraz z moczem – przez co niekorzystnie wpływających na nabłonek urotelium wyściełający drogi moczowe. Komórki raka urotelium, a w szczególności raka pęcherza moczowego, cechuje bardzo wysoka kumulacja różnych uszkodzeń materiału genetycznego zgromadzonego w DNA. Gdy dokonano oceny guzów złośliwych pod kątem średniej liczby mutacji na komórkę nowotworową, to okazało się, że rak pęcherza moczowego jest w czołówce tego rankingu. Między innymi dlatego, że czynnikami mutagennymi są związki zawarte w dymie tytoniowym i w związkach chemicznych. Sprawia to, iż nowotwór ten cechuje często bardzo agresywny przebieg. Aż ok. 80 proc. chorych zapadających na ten nowotwór to palacze tytoniu. Tak więc związek jest naprawdę bardzo silny, podobnie jak w przypadku raka płuca czy raka krtani.
Rak pęcherza moczowego to choroba agresywna i trudna do leczenia w momencie pojawienia się przerzutów?
Tak. Aspekt agresywności guza musimy mieć na uwadze dużo wcześniej – a ściślej: już na etapie wczesnego zaawansowania. W ok. 80 proc. przypadków rozpoznania raka urotelialnego nowotwór ten jest wykrywany na etapie tzw. raka nienaciekającego. Często przyjmuje on wtedy postać brodawczaków, które są zmianami ograniczonymi tylko do nabłonka – wewnętrznej warstwy wyściełającej drogi moczowe, z których raki urotelium pochodzą. Na tym etapie guz nie penetruje jeszcze w głębsze warstwy pęcherza moczowego. Wówczas możliwe jest jeszcze leczenie miejscowe, polegające na endoskopowym wycięciu zmiany, czyli tzw. elektroresekcji przezcewkowej. Takie postępowanie chroni chorego przed sytuacją, w której dochodzi do inwazji przez nowotwór głębiej położonej mięśniówki pęcherza moczowego, w której znajdują się naczynia krwionośne i chłonne stanowiące drogę rozsiewu nowotworu.
Decyzje o postępowaniu podejmuje się w oparciu o raport przygotowany przez patologa. Dokument ten zawiera informacje, czy resekowana zmiana została usunięta na etapie nienaciekającym, kiedy leczenie miejscowe jest postępowaniem wystarczającym, czy też mamy jednak do czynienia z rakiem naciekającym, penetrującym w głąb ściany dróg moczowych. Leczenie wygląda wtedy zgoła inaczej: konieczna jest chemioterapia przedoperacyjna oraz – w ogromnej większości przypadków – także usunięcie pęcherza moczowego. Czasem pacjent wymaga jeszcze dodatkowego leczenia uzupełniającego.
W przypadku raków urotelialnych istotny jest fakt, iż nawet jeśli rozpoznano postać wczesną, nienaciekającą, to aż u 70 proc. chorych w ciągu 3 kolejnych lat dojdzie do nawrotu nowotworu, gdyż jest to guz o wysokim potencjale nawrotowości. Często nawrót występuje w innej lokalizacji niż ta, z której uprzednio raka resekowano, co sugeruje, że choroba rozwija się na podłożu podatności nabłonka do nowotworzenia. Innym mechanizmem może być rozsiew drogą przemieszczania się złuszczonych komórek nowotworowych z guza, drogą moczu, z tworzeniem początkowo niewidocznych mikroprzerzutów. U palaczy, którzy nie rzucili palenia mimo rozpoznania nowotworu i jego leczenia, nawroty są jeszcze częstsze i coraz bardziej agresywne.
Kolejnym czynnikiem branym pod uwagę w momencie planowania postępowania jest tzw. stopień złośliwości nowotworu – oceniany już na wstępie – w badaniu tkanki guza pierwotnego usuniętego z pęcherza moczowego. Jeśli komórki nowotworu przypominają wyglądem komórki nabłonka urotelialnego, z którego się rozwinęły, mówimy o nowotworze o niskim stopniu złośliwości. Oznacza to, że komórki nie uległy większemu „odróżnicowaniu” i należy się spodziewać, że będą zachowywały się mniej agresywnie – nie posiadając zwykle zdolności do naciekania głębszych warstw ściany dróg moczowych, tkanek okolicznych, itp. Jeśli mocno odbiegają wyglądem od komórek, z których się wywodzą, to oznacza, że proces będzie miał dużo agresywniejszy przebieg. Komórki te będą bowiem miały duży potencjał naciekania tkanek i wyższy potencjał tworzenia przerzutów odległych.
W takim przypadku również, nawet jeśli mamy do czynienia z guzem ograniczonym do narządu, czyli takim, który nie utworzył jeszcze przerzutów odległych, i planujemy postępowanie radykalne z przedoperacyjną chemioterapią oraz zabiegiem usunięcia całego pęcherza moczowego i regionalnych węzłów chłonnych, to musimy zdawać sobie sprawę, że pomimo przeprowadzenia takiego okaleczającego postępowania, u 40-60 proc. chorych dojdzie do nawrotu. W przypadku rozsianej choroby nowotworowej 5-letnie przeżycia są rzadkością. Jest to guz agresywny i bardzo trudny do leczenia.
Czy to prawda, że 5-letnie przeżycia w zaawansowanym raku pęcherza są gorsze niż w przypadku raka trzustki?
Obecnie te wyniki są porównywalne. Jak wspomniałem: rokowanie jest bardzo poważne. Odsetek 5-letnich przeżyć waha się na poziomie kilku procent przypadków. Jednak – i to jest bardzo pozytywna wiadomość – w leczeniu rozsianego raka pęcherza moczowego obecnie dokonuje się rewolucja.
Enfortumab wedotyny to jeden z nowoczesnych leków, które są ogromną nadzieją dla chorych z rakiem pęcherza moczowego. To lek z coraz częściej wykorzystywanej nowej grupy terapii, które – można powiedzieć – działają „inteligentnie”?
To lek z grupy tzw. koniugatów terapeutycznych. Składa się z dwóch podstawowych części. Pierwszą jest cząsteczka adresująca. Jest nią białko monoklonalne, które umożliwia „przyklejenie się” leku (po jego podaniu dożylnym) do komórki nowotworowej, na powierzchni której obecny jest swoisty receptor. Jedna część pasuje do drugiej na zasadzie klucza i zamka. W przypadku enfortumabu wedotyny receptorem tym jest tzw. nektyna 4 – białko cytoszkieletu, które wystaje na powierzchni błony komórkowej. Do białka adresującego w enfortumabie wedotyny umocowano cytostatyk. Dzięki cząsteczce adresującej lek po rozpoznaniu nowotworowej komórki docelowej ulega wchłonięciu do jej wnętrza. Tam cytostatyk jest uwalniany i uszkadza cytoszkielet. Mamy do czynienia z wybiórczą chemioterapią, która jest nakierowana na komórki, które chcemy zniszczyć.
Jakie są efekty kliniczne zastosowania takiego leczenia?
W Europie enfortumab wedotyny ma rejestrację do stosowania jako monoterapia w drugiej i trzeciej linii leczenia systemowego chorych na rozsianego raka urotelialnego – po niepowodzeniu chemioterapii z wykorzystaniem związków platyny i po immunonoterapii. Leczymy więc nowotwór, oporny na uprzednio zastosowane leczenie systemowe. Mimo to po zastosowaniu enfortumabu wedotyny możemy spodziewać się wysokiego odsetka obiektywnych odpowiedzi, sięgającego 40 proc., z możliwością uzyskania kilku procent całkowitych remisji. Dochodzi do wydłużenia czasu wolnego od progresji choroby nowotworowej – sięgającego średnio pół roku – oraz do wydłużenia czasu całkowitego przeżycia, średnio do ok. 13 miesięcy. Pomimo iż dane te mogą nie prezentować się imponująco, to należy sobie zdać sprawę, że dotychczas tak wyglądały parametry oceny skuteczności chemioterapii stosowanej w pierwszej linii leczenia rozsiewu raka urotelialnego. A tu mówimy o leczeniu drugiej i trzeciej linii terapii systemowej. Enfortumab wedotyny podawany w tym miejscu farmakoterapii sekwencyjnej deklasuje chemioterapię jako jedyną dostępną w Polsce alternatywę leczenia „ratunkowego”.
Jak obecnie wyglądają możliwości stosowania takiego leczenia w Polsce?
Emfortumab wedotyny jest dostępny w ramach programu lekowego w drugiej i trzeciej linii choroby uogólnionej, po niepowodzeniu uprzednio zastosowanej chemioterapii ze związkami platyny oraz immunoterapii.
Jak wygląda profil bezpieczeństwa enfortumabu wedotyny? Na jakie działania niepożądane należy zwrócić uwagę?
Jeśli chodzi o działania niepożądane, to na pierwszy plan wysuwają się takie objawy, jak uczucie ogólnego osłabienia, objawy ze strony układu pokarmowego: nudności, wymioty, spadek łaknienia, biegunki. Mogą też pojawić się reakcje skórne o nasileniu łagodnym do umiarkowanego, głównie w postaci wysypki plamisto-grudkowej, ale też suchości skóry, świądu. Bardzo rzadko zdarzały się ciężkie skórne działania niepożądane, jednak w przypadku gorączki lub objawów grypopodobnych, które mogą być pierwszymi objawami ciężkiej reakcji skórnej, należy uważnie obserwować pacjentów. W badaniu klinicznym EV-201 wśród pacjentów, u których wystąpiły reakcje skórne, u 75 proc. objawy ustąpiły całkowicie, a u 14 proc. uzyskano częściową poprawę.
Mogą też wystąpić objawy polineuropatii: uszkodzenia zakończeń nerwowych, z mrowieniami, drętwieniem dłoni, stóp, zaburzeniami czucia. Ilość działań niepożądanych dla enfortumabu była porównywalna do chemioterapii, różne były rodzaje tych zdarzeń.
Ma Pan już pacjentów w ten sposób leczonych?
Tak, duża liczba ośrodków już kwalifikuje pacjentów do leczenia w drugiej i trzeciej linii.
Coraz częściej podkreśla się konieczność współpracy między onkologiem a urologiem w leczeniu raka pęcherza moczowego. Czy taka współpraca jest konieczna na każdym etapie choroby?
Ta współpraca jest kluczowa na etapie wczesnego zaawansowania nienaciekającego raka pęcherza moczowego. To urolodzy rozpoznają i usuwają przezcewkowo zmiany, prowadzą też leczenie dopęcherzowymi wlewami leków o aktywności przeciwnowotworowej, których celem jest zmniejszenie ryzyka nawrotu. Współcześnie prowadzone są badania kliniczne nad potencjalnie skuteczniejszymi formami leczenia miejscowego: są one prowadzone we współpracy z onkologami.
W przypadku naciekającego raka pęcherza moczowego i konieczności usunięcia pęcherza moczowego, to – zgodnie z rekomendacjami – przed operacją pacjent powinien otrzymać chemioterapię neoadiuwantową; tu konieczna jest współpraca z onkologiem. Po chemioterapii, gdy stwierdzimy dobrą odpowiedź na leczenie, a guz istotnie się zmniejszył, części pacjentom, po starannej analizie, można zaproponować leczenie oszczędzające pęcherz. Polega ono wtedy na maksymalnym usunięciu zmian nowotworowych, a następnie na radioterapii i jednoczasowej chemioterapii. W tym przypadku konieczna jest współpraca urologa z onkologiem i radioterapeutą. Z kolei w leczeniu rozsiewu potrzebujemy wsparcia urologów interwencyjnie, gdyż pacjenci często mają takie objawy, jak zatrzymanie moczu, krwiomocz, zwężenia moczowodzu czy objawy pozanerkowej niewydolności nerek. Dlatego ta wielodyscyplinarna współpraca musi być bardzo ścisła. Jest ona konieczna na wszystkich etapach leczenia tego groźnego nowotworu.
Rozmawiała: Katarzyna Pinkosz