Powinniśmy przede wszystkim przekonywać pacjentów, aby się nie bali szpitala. Szpitale są bezpieczne, pacjenci są testowani, a ci, którzy mają objawy COVID są izolowani, przekazywani do szpitali zakaźnych – z prof. Jarosławem Kaźmierczakiem, konsultantem krajowym w dziedzinie kardiologii, kierownikiem Pracowni Elektrofizjologii Klinicznej Kliniki Kardiologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego rozmawia Katarzyna Pinkosz.
Jak ocenia Pan sytuację w kardiologii w okresie pandemii COVID-19?
COVID dużo zmienił w naszym życiu, w medycynie, również w kardiologii. Szpitale przez pewien czas ograniczały planowe przyjęcia, których w kardiologii jest bardzo dużo, ponieważ większość chorób serca jest przewlekłych. Większość szpitali kardiologicznych nie ograniczała natomiast przyjęć pacjentów, których życie było zagrożone, np. z powodu ostrego zawału serca itd. Personel był zaopatrzony w sprzęt ochronny, pacjenci byli badani w kierunku COVID, izolowani i poddawani zabiegom ratującym życie. Pacjent przebywał na izolacji dopóki nie otrzymaliśmy wyniku testu na COVID. Ograniczeń ze strony szpitali nie było, z wyjątkiem początkowego okresu, kiedy nie było wiadomo jak izolować pacjentów. Natomiast były ograniczenia ze strony pacjentów, ponieważ bali się iść do szpitala. Opóźniali wezwanie pogotowia. W ciągu tych miesięcy spadła liczba pacjentów trafiających do szpitala z powodu zawału serca. W naszym szpitalu w pierwszym półroczu mieliśmy 307 pacjentów z zawałem serca, w poprzednim roku w tym samym okresie było ponad 400. W większości oddziałów i klinik kardiologicznych jest podobnie.
Jeśli chodzi o inne zabiegi ?ostre? wymagające zdecydowanych działań, np. wymiana stymulatorów serca, to staraliśmy się ich nie przesuwać. Mniej więcej od maja zaczęliśmy wracać do planowych zabiegów. Obecnie wykonujemy 70-80 proc. planowych zabiegów.
Jak wygląda dostęp do kardiologa w trybie ambulatoryjnym? Można przyjść na wizytę, czy obowiązują telewizyty?
W różnych miejscach Polski wygląda to różnie. Nasza poradnia przy szpitalu pracuje już na pełnych obrotach. Teleporady stanowią ok. 30 proc. wszystkich wizyt. Moim zdaniem w bezpieczny sposób tyle pacjentów może mieć telewizytę. Nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek poradnia ? rodzinna czy specjalistyczna ? miała 100 proc. telewizyt. To jest niedopuszczalne z medycznego punktu widzenia. Epidemia COVID pokazała, że 30 proc. wizyt można zrealizować w formie telewizyt, bez uszczerbku dla pacjenta. Walczyliśmy o teleporady od lat i nadal walczymy, aby np. zdalny monitoring urządzeń wszczepialnych był finansowany przez NFZ. Mam nadzieje, będzie to świadczeniem gwarantowanym i część wizyt w celu kontroli urządzenia będzie odbywać się zdalnie.
Jeśli chodzi o dostępność ambulatoryjną do lekarzy, to wszystko zależy od regionu Polski i od ludzi. Wyraźnie jednak wzrosła liczba pacjentów na SOR-ach i w izbach przyjęć szpitali, co jest spowodowane tym, że w poradniach rodzinnych pacjenci przez telefon są odsyłani do szpitala. Teleporady powinny stanowić maksymalnie 40 proc. wizyt u lekarzy rodzinnych.
Czy to prawda, że przez telewizyty pacjenci rzadko mają zmieniane lub intensyfikowane leczenie np. w przypadku nadciśnienia, czego skutkiem jest pogorszenie stanu zdrowia?
Moim zdaniem niestety tak. Nie da się pacjenta przez telefon zbadać, obejrzeć, zauważyć, że dzieje się coś złego.
Czy w tej chwili funkcjonuje KOS?
Tak. Na początku pandemii w okresie marzec-kwiecień były problemy z rehabilitacją, ponieważ ośrodki rehabilitacyjne były zamknięte. Teraz działają, jednak z powodu obostrzeń sanitarnych przyjmują mniej pacjentów. Mniej też pacjentów jest włączanych do KOS: w pierwszym półroczu tego roku włączyliśmy do programu 42 proc. pacjentów, podczas gdy w poprzednim roku w tym samym okresie było ich prawie 70 proc. Część pacjentów obawia się iść do ośrodka rehabilitacji, z obawy przed spotkaniem się tam z innymi chorymi. Przekonujemy jednak pacjentów, powoli udaje nam się rozwiać ich obawy. Udaje się nam odbudowywać zaufanie pacjentów; oby druga fala tego nie zniszczyła.
To stan na dziś. A jakie są priorytety na drugie półrocze?
Powinniśmy przede wszystkim przekonywać pacjentów, aby się nie bali szpitala. Szpitale są bezpieczne, pacjenci są testowani, a ci, którzy mają objawy COVID są izolowani, przekazywani do szpitali zakaźnych.
Drugi priorytet to testowanie. Wykonuje się coraz więcej testów, brakuje jednak tzw. szybkich testów, szczególnie ważnych dla pacjentów w ostrym stanie. To, że nie mamy jeszcze ujemnego wyniku w kierunku koronawirusa, nie może opóźniać leczenia pacjenta w ciężkim stanie. Pacjent z zawałem ma wykonany zabieg, jest izolowany do otrzymania wyniku. Nie mamy jednak wystarczającej ilości sal, aby móc izolować wszystkich. Dlatego bardzo ważna jest dla nas możliwość wykonania szybkich testów. Izolatki powodują to, że mamy zablokowaną pewną część personelu, w związku z tym personelu zaczyna brakować.
Czy jednym z priorytetów jest też program KONS (koordynowanej opieki nad pacjentem z niewydolnością serca?
Tak, niezależnie od COVID, problem niewydolności serca nie zniknie. Wręcz się wyolbrzymił, gdyż obecnie pacjenci z niewydolnością serca (NS) trafiają do szpitala w jeszcze gorszym stanie, niż przed epidemią. Czekają jeszcze dłużej, mają trudniejszy dostęp do opieki ambulatoryjnej. Powoduje to dłuższe pobyty szpitalne i blokowanie łóżek.
Jeszcze w tym roku pojawi się pilotaż KONS w 6 ośrodkach w Polsce. Liczmy na to, że po dwuletnim pilotażu zostanie rozszerzony na cały kraj. Ważnym elementem jest też Narodowy Program Chorób Układu Krążenia, nad którym intensywnie pracuje Narodowy Instytut Kardiologii z Polskim Towarzystwem Kardiologicznym i szerokim gronem ekspertów. To program 10-letni, wzorowany na Narodowej strategii Onkologicznej. Programy KOS i KONS zostaną do niego włączone, na pewno będzie też duży nacisk na profilaktykę pierwotną i wtórną. To będzie program zatwierdzany przez rząd, podobnie jak Narodowa Strategia Onkologiczna, co oznacza wyższe finansowanie. Mam nadzieję, że program zostanie w tym roku ukończony, a w przyszłym zacznie być wdrażany.
A jeśli chodzi o refundację, to jakie są priorytety?
Jest ich wiele. Niestety, COVID spowodował tu pewne spowolnienie. Ciągle zabiegamy o refundację leków na niewydolność serca, np. sakubitryl/walsartan, dapagliflozyna. Teraz to szczególnie ważne, ponieważ być może zastosowanie nowoczesnego leczenia poprawiłoby stan pacjentów i rzadziej trafialiby do szpitala, a ich komfort życia poprawiłby się. Jest też program, dotyczący leczenia zaburzeń lipidowych u pacjentów bardzo wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego. Chodzi tu o refundację leków w programach lekowych. Ważne jest też rozszerzenie programu leczenia hipercholesterolemii rodzinnej przez zmianę kryteriów włączania do programu, tak aby więcej pacjentów mogło z niego skorzystać.
W kardiologii są również bardzo szczegółowe priorytety np. poprawa finansowania wspomagania krążenia u pacjentów z ciężką niewydolnością serca rokujących na przeszczep serca, wprowadzenie takich świadczeń gwarantowanych, jak stymulator bezelektrodowy, teletransmisja urządzeń wszczepialnych, kamizelki defibrylacyjne. Niektórzy pacjenci mają wysokie ryzyko groźnych dla życia zaburzeń rytmu serca, ale nie muszą mieć jeszcze na stałe wszczepionego defibrylatora. Mogą nosić defibrylator przejściowy, w formie kamizelelki; stan części z nich po kilku miesiącach na tyle się poprawia, że nie jest konieczna implantacja defibrylatora, która jest drogą i inwazyjną procedurą. To leczenie na razie nie jest finansowane.
Nieraz podkreślałem, że nie mogę zrozumieć, dlaczego z tak dużym trudem opóźnieniem wprowadzamy innowacje. Oczywiście, innowacje kosztują więcej, jednak dzięki nim wydłuża się życie pacjenta, a często nie trzeba zastosować później dużo droższych procedur. Nie obciążają też budżetu NFZ, tylko budżet szpitala. Drogie procedury nigdy jednak nie będą stosowane masowo, jednak część pacjentów mogłaby bardzo na nich skorzystać.