DOŁĄCZ DO SUBSKRYBENTÓW

NEWSLETTERA

Z doświadczeń Polonii warto korzystać

Podziel się treścią:

 

Rozmowa z prof. Markiem Rudnickim z Uniwersytetu w Illinois, organizatorem IX Kongresu Polonii Medycznej i Prezesem Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych.

Kilka dni temu zakończył się IX Kongres Polonii Medycznej. Jakie znaczenie ma kongres dla lekarzy polonijnych i dla lekarzy w Polsce?

Na świecie pracuje ponad 20 tys. lekarzy polskiego pochodzenia: to bardzo dużo. Mają oni ogromne doświadczenia, którymi mogą się podzielić. Warto czerpać z ich doświadczeń, rozwiązując problemy, z którymi polski system ochrony zdrowia obecne się zmaga. Jednak również lekarze polonijni wiele się uczą od kolegów z Polski. Możemy dyskutować nad tym, co razem możemy zrobić dla naszych pacjentów. Dla całego środowiska polonijno-medycznego szansa relacji z lekarzami z Polski jest kluczowa. Z jednej strony chcemy popatrzeć, jak wygląda polska medycyna, jak pojawiają się niezwykle osiągnięcia niektórych ośrodków medycznych i konkretnych liderów medycyny, a z drugiej dostrzegamy niełatwe problemy, z którymi zmaga się stale ulegający zmianom i transformacjom system ochrony zdrowia w kraju.

Kongres to owoc współpracy pomiędzy lekarzami, którzy praktykują poza granicami kraju a lekarzami z Polski. Nie mógłby się odbyć bez dobrych relacji, budowanych od lat, ale faktycznie rozwijających się od 1989 roku. To konkretna współpraca między strukturami zorganizowanej Polonii Medycznej, w postaci Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych, a organami samorządu lekarskiego i krajowymi organizacjami medycznymi. Pierwszy Kongres Polonii Medycznej odbył się w 1991 roku, był współorganizowany przez środowiska polonijno-medyczne za granicą, samorząd lekarski, Polskie Towarzystwo Lekarskie.

Moim osobistym celem jest dążenie do poprawy jakości ochrony zdrowia i poprawy bezpieczeństwa pacjentów. Pracuję w USA od 25 lat i uważam, że w tej chwili nie ma bardziej gorącego tematu, jeśli chodzi o ochronę zdrowia, niż jakość i bezpieczeństwo leczenia. Chodzi nie tylko o to, by pacjent otrzymał właściwe leczenie, ale też, żeby było ono wysokiej jakości, bezpieczne i ? co również ważne ? utrzymane w odpowiednich ryzach finansowych.

Polskę reprezentują na świecie ludzie, którzy zdobyli sobie pozycję w najbardziej konkurencyjnych środowiskach medycznych świata: w Niemczech, Francji, Australii, USA, Kanadzie, ale także w krajach położonych na wschód od Polski, jak Gruzja, Ukraina czy Litwa. Osoby polskiego pochodzenia zajmują najwyższe stanowiska na wielu uniwersytetach świata. W tym roku gośćmi Kongresu Polonii Medycznej byli m.in.: prof. Maria Siemonow, czołowy transplantolog świata, prof. Zbigniew Wszołek z Mayo Clinic, odkrywca genów rodzinnych choroby Parkinsona, jeden z najbardziej wpływowych umysłów medycyny na świecie w roku 2016. Drugą osobą zaliczoną do tego grona, obecną na kongresie, jest prof. Roman Jaeschke z MacMaster University w Kanadzie, autorytet w sprawach EBM, związanych z jakością leczenia. Gościem kongresu jest też prof. Krzysztof Bankiewicz z University od California San Francisco, twórca nowoczesnych metod leczenia guzów mózgu poprzez rodzaj pocisków, które trafiają prosto do mózgu. Jest też prof. Waldemar Priebe z University of Texas, chemik z jednego z najbardziej znanych centrów nowotworowych na świecie, prowadzący badania związane z chemią i biologią nowotworów. Jest też prof. George Król, twórca minimalnej inwazyjnej przezskórnej terapii przerzutów nowotworowych do kręgosłupa z Sloan Kettering Memorial Center w Nowym Jorku. Są też przedstawiciele minimalnie inwazyjnych technik naczyniowych, jak prof. Maciej Dryjski z University of Buffalo czy prof. Piotr Kasprzak z Uniwersytetu w Ratyzbonie.

Jaka była główna problematyka tegorocznego kongresu?

Poruszamy wiele tematów dotyczących współczesnego leczenia i innowacji w medycynie. Ja osobiście widzę ten kongres jako kierujący się w stronę problemów środowiska medycznego i problemów systemowych: co można poprawić, jak można skorzystać z doświadczeń lekarzy w innych krajach. W jaki sposób należy postępować, by pacjent uniknął niepożądanych efektów leczenia, w jaki sposób my, lekarze, możemy go zabezpieczyć poprzez najnowsze rozwiązania. Drugim ważnym problemem jest to, jakie jest miejsce lekarza w systemie, jakie są oczekiwania środowiska od specjalisty, kim on powinien być, kto powinien określić jego kompetencje, czy nasz system jest w stanie wykształcić takiego specjalistę, jakiego chcielibyśmy widzieć. Stykam się w USA z lekarzami wykształconymi w różnych krajach, np. z chirurgami, którzy nie potrafią otworzyć klatki piersiowej (nie mówię w tym przypadku o lekarzach z Polski). Pytam ich, ile przeprowadzili operacji wyrostków robaczkowych? Jeśli słyszę: 2-3, to zastanawiam się, jaki system dał lekarzowi mającemu za sobą tak niewiele operacji wyrostka certyfikat, że on jest chirurgiem. Proszę sobie wyobrazić, jaką system bierze na siebie odpowiedzialność. Inne ważne kierunki to: komunikacja z pacjentem w trudnych sytuacjach, problemy szczepień profilaktycznych, nowości w medycynie. Wiele podczas kongresu mówimy o medycynie translacyjnej, o wprowadzeniu wyników badań naukowych do praktyki klinicznej. Dodatkowe tematy to pozazawodowe pasje lekarzy oraz integracja środowisk polonijno-medycznych. Kierunki dyskusji były bardzo rozlegle, mieliśmy 20 sesji, każda podporządkowana głównemu kierunkowi kongresu i służąca określonemu celowi merytorycznemu.

Czy lekarze, którzy przed laty wyjechali z Polski, myślą o powrocie do Polski?

Mogę mówić za siebie: ja myślę i marzę o powrocie, zresztą czuję się, jakbym żył w dwóch krajach. Często jestem w Polsce i utrzymuję pewne możliwości, by wrócić, włącznie z licencją, którą opłacam od kilku lat w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Katowicach.

Powrót to jednak nie jest prosta sprawa. Znam kilku lekarzy polskiego pochodzenia, którzy powrócili do Polski i, niestety, znów zdecydowali się na wyjazd, ponieważ ? jak by to określić: nie znaleźli w Polsce właściwej platformy do realizacji swoich życiowych planów. Od 25 lat praktykuję w Chicago, tam są inne możliwości, inny styl pracy, wszyscy stosujemy się do pewnych przepisów i wytycznych: wiem, że jak zrobię jedną rzecz, to z niej wyniknie inna, wszystko jest przewidywalne. W Stanach wszystko musi być zgodne z zasadami, z procedurami. W Polsce nie zawsze tak jest. Dlatego mogę powiedzieć, że moje polskie umiejętności pomagają mi w USA, jednak amerykańskie umiejętności nie zawsze zdałyby egzamin w Polsce. Powroty do Polski nie zawsze są łatwe.

Na tegorocznym kongresie sporą grupę lekarzy stanowią lekarze ze Wschodu. To dla nich szansa na nawiązanie kontaktów z lekarzami z Polski i innych krajów?

Tak, dzięki pomocy Senatu RP, warszawskiej Okręgowej Izby Lekarskiej i staraniom Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych udało się wesprzeć udział w kongresie lekarzy polskiego pochodzenia ze Wschodu. Chcemy, by byli oni postrzegani w swoich krajach jako ci, którzy wykraczają poza normy, mają kontakty z lekarzami z Niemiec, Anglii, Polski, USA. Ich pacjenci będą to doceniać, dzięki temu ich pozycja będzie lepsza. Staramy się w pewien sposób pomóc tym naszym rodakom, którzy mówią, że ?Polska ich zostawiła?. To znaczy: nie my ich zostawiliśmy, tylko tak ustalono w Jałcie, że oni musieli pozostać poza granicami Polski.

Jak ocenia pan system ochrony zdrowia w Polsce?

Ja nie chcę go oceniać, wolę, gdy rozmawiamy, jak system wygląda w innych krajach, bo z doświadczeń innych warto czerpać. Z perspektywy czasu widać, jak ogromny postęp dokonał się w Polsce w ciągu ostatnich 20-25 lat. Ale też codzienna prasa informuje nas, jak wiele jest jeszcze do zrobienia.

Podczas ostatnich kongresów byliśmy świadkami bardzo kontrowersyjnych sugestii ze strony ówczesnych (2013) liderów ochrony zdrowia przypisujących lekarzom winę za niepożądane efekty w leczeniu. Tymczasem świat idzie w innym kierunku: żeby raczej zastanowić się, co można zrobić, by zapobiec pojawianiu się błędów. Człowiek popełnia błędy, ale system powinien być tak skonstruowany, żeby było ich jak najmniej. Wiele bowiem tych niepożądanych zdarzeń jest efektem problemów systemowych, którym można zapobiec, można ich uniknąć przy zbudowaniu konkretnych blokad w obrębie funkcjonowania szpitala, czy też nawet praktyki lekarskiej.

Cieszę się, że w kongresie brał udział minister Konstanty Radziwiłł, który uczestniczył również w poprzednich kongresach. Obecność byłych ministrów zdrowia (prof. Maksymowicz, prof. Opala, prof. Zembala) świadczy, że Kongres Polonii Medycznej to miejsce ciekawych kontaktów i prezentacji, które budzą wiele zainteresowania nie tylko wśród lekarzy, ale również wśród osób kreujących politykę zdrowotną Polski w różnych okresach.

Podczas kongresu mówił pan o szpitalu w 2020 roku, bez zdarzeń niepożądanych. Czy taka sytuacja jest możliwa?

W medycynie niełatwo osiągnąć 100 proc. sukcesu. Powikłania zawsze mogą się zdarzać. Jednakże zdarzenia niepożądane to takie, które można przewidzieć i stworzyć system, który zminimalizuje częstość ich występowania. Dzięki współczesnej wiedzy, możemy zminimalizować częstość infekcji czy zatorów płucnych z powodu zapalenia żył kończyn dolnych po operacjach. Czy stworzenie systemu zabezpieczającego przed amputacją niewłaściwej nogi lub podaniu niewłaściwego leku niewłaściwemu pacjentowi jest niemożliwe do osiągnięcia? Takie działania powinny być celem każdego zespołu leczącego, każdego szpitala, każdego ogniwa w systemie ochrony zdrowia. Ja nie wierzę, by w dzisiejszych czasach nie było możliwości ustrzeżenia się przed takimi zdarzeniami. Jest na świecie wiele szpitali, które stawiają sobie taki cel. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej?

Musi być to zapisane w procedurach? To nie powinno być oczywiste, że nie myli się nóg?

Niestety, powinno to być zapisane w procedurach i skontrolowane. Za niepożądane zjawiska w medycynie w dużej mierze odpowiada system. Ja, jako lekarz, chcę zrobić wszystko jak najlepiej, ale może się zdarzyć, że popełnię błąd. Powinien on jednak zostać zablokowany przez cały system działań ludzi, z którymi pracuję. Bo ja nie prowadzę leczenia sam. Gdy podejmuję złą decyzję, to zanim ona przejdzie do etapu realizacji, inne osoby powinny ją zauważyć i ewentualnie zablokować.

Jak takie zablokowanie błędu jest możliwe?

Podam przykład: jeśli się pomylę i napiszę pacjentowi dawkę leku (lub moje ręcznie napisane zlecenie jest źle odczytane): miligram na kilogram masy ciała zamiast mikrogram na kilogram, to taka ilość może pacjenta zabić. Ktoś powinien ten błąd zauważyć, np. farmaceuta, który ogląda moją receptę, albo pielęgniarka, która sprawdza, czy na pewno jest to lek i w takiej formie, którą pacjent powinien dostać. Nie powinna podać leku, co do którego są jakiekolwiek wątpliwości. W szpitalach amerykańskich wprowadzono rygorystyczne zasady zapobiegania działaniom niepożądanym kilka lat temu: od tego czasu liczba zdarzeń niepożądanych zdecydowanie się zmniejszyła. Nie da się spowodować, żeby pacjent nigdy nie miał jako powikłania np. zapalenia płuc. Ale jeśli sprawdzimy, z jakiego powodu pacjenci na nie zapadają, to wprowadzimy takie zasady postępowania, że liczba infekcji będzie znacznie mniejsza.

W USA metody przeciwdziałania nieprawidłowościom są ściśle wypracowane. Jest to spowodowane mechanizmami rynkowymi: jeśli ja tych mechanizmów nie wdrożę w swoim szpitalu, to nie dostanie on akredytacji albo straci kontrakty na leczenie z jednym, a następnie ze wszystkimi płatnikami i w efekcie zbankrutuje. W jednym ze szpitali usunięto pacjentowi stopę niezgodnie z kolejnością: miał dwie stopy cukrzycowe, obie do usunięcia, ale usunięto najpierw lewą zamiast planowanej prawej. Pacjent zaskarżył szpital, otrzymał odszkodowanie. Suma była tak duża, że szpital został zamknięty.

Zanim pacjent przyjdzie do mojego szpitala, to ogląda statystyki w internecie, w jakiej dziedzinie szpital jest dobry, do ilu dochodzi zakażeń i innych działań niepożądanych. Wiedząc o tym, wybiera szpital lepszy, obciążany mniejszą liczbą powikłań i niepożądanych zdarzeń.

W Polsce szpitale takich danych nie podają. To wszystko jest nieporównywalne, bo pacjent czeka w kolejce do szpitala i cieszy się, że w ogóle dostanie się do lekarza lub szpitala…

Nie chcę mówić, jak jest w polskim szpitalu. Moim zamiarem nie jest ocenianie tego, co jest w Polsce. Ja chcę powiedzieć, jak inne kraje rozwiązują problemy. Można się na nich wzorować.

Wprowadzanie ?bezpiecznych? praktyk do szpitala nie jest łatwe. Musi dotyczyć praktycznie wszystkich elementów jego funkcjonowania. To dotyczy nie tylko lekarzy czy pielęgniarek, ale też odpowiedniej czystości, przygotowania pacjenta, jego nastawienia do leczenia, kontroli ze strony administracji, powtarzalności stosowanych metod zgodnych z Evidence Based Medicine ? to kanony wstępnego postępowania. To również konieczność zmiany tradycyjnych, a często niezgodnych ze współczesną wiedzą, metod leczenia i kultury wewnątrzszpitalnej w odniesieniu do leczonych pacjentów.

Zastanówmy się nad jeszcze jednym aspektem jakości leczenia. Konsekwencje niepożądanych zdarzeń i powikłań są bardzo drogie. I to nie tylko te związane z odszkodowaniami. Zdarzenia niepożądane generują doraźne koszty w postaci dłuższego, bardziej intensywnego leczenia. Nie można dziś pozwolić sobie na takie rozrzucanie pieniędzy, niezależnie od systemu, w którym pracujemy.

Zmniejszenie działań niepożądanych jest możliwe. Zostały opracowane ścisłe i konkretne procedury przed nimi zabezpieczające i ograniczające możliwości powikłań. To jest współczesna konieczność: kto chce iść do szpitala, w którym co piąty pacjent będzie miał powikłania, jeśli obok jest szpital, w którym powikłania ma tylko co 50. pacjent?

W elektrowniach atomowych liczbę niepożądanych zdarzeń zredukowano do minimum. Podobny system wprowadzono w samolotach, łodziach podwodnych. Dlatego system ochrony zdrowia powinien tak być skonstruowany, by maksymalnie eliminować błędy ludzkie.

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Więcej od autora

Chcesz być na bieżąco z informacjami ze świata medycyny?

ŚWIAT LEKARZA i ŚWIAT LEKARZA 3D w Twojej skrzynce mailowej: