DOŁĄCZ DO SUBSKRYBENTÓW

NEWSLETTERA

Dr Robert Wiraszka: Onkolog na tropach historii

Podziel się treścią:

 

Do jego gabinetu ustawiają się długie kolejki pacjentów, ale dr n. med. Robert Wiraszka, bardzo ceniony lekarz onkolog, znajduje także czas na realizację pasji, czyli zgłębianie dziejów radomskiej medycyny. Za swoją działalność został w tym roku uhonorowany prestiżową Nagrodą im. św. Kazimierza

Jak doszło do tego, że lekarz onkolog został pisarzem i to historycznym?

Gdy człowiek przychodzi na świat w rodzinie lekarskiej, której większość znajomych też stanowią lekarze, i od najmłodszych lat słyszy rozmaite opowieści związane z medycyną, to chyba w naturalny sposób rodzi się ciekawość historyczna. Zaczęło się od Radomskiego Rocznika Lekarskiego, którego pomysłem zaraziłem w 1996 roku doktora Wojciecha Szafrańskiego. Przez lata współredagowaliśmy go wspólnie, a po śmierci doktora Szafrańskiego zostałem sam na posterunku. Dotychczas ukazało się siedemnaście numerów rocznika prezentującego dorobek naukowy lekarzy z naszego regionu, ale także ich pasje i zainteresowania, a tych nie brakuje – mamy kolegów, którzy biegają maratony, piszą wiersze, malują obrazy czy fotografują ptaki.

Z czasem zacząłem bardziej zagłębiać się w dzieje radomskiej medycyny, czemu posłużył okres pandemii, gdy miałem więcej wolnego czasu, który trzeba było jakoś zagospodarować. Gromadziłem materiały, było ich coraz więcej, dlatego postanowiłem zamknąć tę wiedzę w książkach.

Tak powstał „medyczny pięcioksiąg doktora Wiraszki”.

Pierwszą książką był „Szpital św. Kazimierza w Radomiu 1829–1968”, czyli historia lecznicy od najdawniejszych lat do chwili otwarcia nowej siedziby szpitala przy ul. Tochtermana. Podczas pracy nad tym opracowaniem zebrałem tyle materiałów na temat innych placówek służby zdrowia, że naturalną koleją rzeczy była następna książka poświęcona dziejom wszystkich radomskich szpitali, których do końca II wojny światowej naliczyłem aż 29 plus jeden hipotetyczny – pojawiają się bowiem wzmianki o szpitalu kolejowym, ale nie znalazłem żadnych źródeł, które by potwierdzały jego istnienie. Po „Dziejach stacjonarnej opieki medycznej w Radomiu 1792–1945” napisałem „Słownik biograficzny lekarzy radomskich 1610–1945” zawierający ponad 530 nazwisk medyków, którzy pracowali w Radomiu przynajmniej miesiąc. Gdy zostałem zaproszony przez pielęgniarki na święto patronalne, uznałem, że głupio iść bez prezentu. Spytałem, czy panie chcą, żebym napisał dzieje pielęgniarstwa w naszym mieście. Chciały. Tak powstała „Opieka pielęgniarska i położnicza w Radomiu do 1945 roku”.

Ostatnią jak dotychczas pracą w pana dorobku jest „Kompendium dziejów aptekarstwa w Radomiu do 1945 roku.”

To było jedno z najtrudniejszych wyzwań, bo zmierzyłem się z tematem dla mnie dziewiczym. Musiałem porządnie się w niego wgryźć, poznać tajniki aptekarstwa i jego zwyczaje. Historia radomskiej farmacji okazała się bardzo fascynująca, pełna ciekawych postaci takich jak Feliks Łagodziński, rzutki przedsiębiorca, który uruchomił pierwszą w Królestwie Polskim fabrykę preparatów farmaceutycznych i galenowych z urządzeniami parowymi. Jego apteka była urządzona z rozmachem, po europejsku. Łagodziński w 1906 roku otrzymał w Paryżu, na wystawie światowej, medal w dziedzinie farmacji. To było niezwykle prestiżowe wyróżnienie. Był też inicjatorem utworzenia niezwykłego banku mleka. Widząc, że niektóre kobiety mają problem z karmieniem dzieci, zaczął kupować mleko od wyselekcjonowanych krów, sterylizował, pakował w wyparzone butelki i dostarczał do domów potrzebujących matek.

Jakie ma pan dalsze plany pisarskie?

Myślę o pracy dotyczącej działalności felczerów w naszym mieście. Ostatnią książką, która domknęłaby cykl o historii radomskiej medycyny, powinna być praca poświęcona poprzednikom dzisiejszego NFZ-u czy organizacji opieki zdrowotnej w różnych okresach dziejów.

Patrząc na system ochrony zdrowia w Polsce może być to najbardziej wstrząsająca z pańskich książek.

Niestety, ten system niemal zawsze by niewydolny. Zawsze opierał się łataniu, naprawianiu niedoróbek i zaangażowaniu ludzi, którym bliska jest idea pomocy innym.

Który okres w dziejach radomskiej służby zdrowa był najlepszy dla lekarzy i pacjentów?

Najbardziej lubię drugą połowę XIX wieku, czyli czas rewolucji przemysłowej, ale też ogromnego postępu w innych dziedzinach, także w medycynie. Ówcześni lekarze byli bardzo ciekawi świata, chętnie zajmowali się trudnymi przypadkami, opisywali swoje sukcesy i porażki, wymieniali informacjami. Dziś mi tego brakuje.

Dzięki pana książkom możemy poznać wielu wybitnych lekarzy, którzy w różnych okresach nieśli pomoc chorym radomianom. Kto zrobił na panu największe wrażenie?

Było ich wielu. Na przykład Józef Kossak, który widział, jak wiele jest przypadków gruźlicy i kupił z własnych pieniędzy aparat rentgenowski, po czym już w pierwszym miesiącu zdiagnozował prawie 200 przypadków groźnej choroby. To postać zapomniana do tego stopnia, że w jakieś publikacji znalazłem informację, że aparat ufundował… malarz Juliusz Kossak.

Bardzo ciekawą postacią był też Jan Olewiński, dyrektor szpitala św. Kazimierza w okresie międzywojennym, gdy obowiązywał oficjalny zakaz zatrudniana lekarzy żydowskich w szpitalach publicznych. Olewiński, choć był endekiem, nie zważał na te przepisy i współpracował z medykami pochodzenia żydowskiego, choćby chirurgiem Izraelem Kleinbergerem. Polski personel potrafił nawet zgodzić się na obniżkę pensji, by z tych pieniędzy wesprzeć lekarzy ze szpitala żydowskiego, którym groziło zwolnienie. Taka wówczas panowała solidarność zawodowa. Długo można wyliczać znakomitych lekarzy, którzy zapisali się pięknymi zgłoskami w historii radomskiej medycyny.

A Adolf Tochterman, ikona radomskiej służby zdrowia?

Tochterman jest moim zdaniem trochę wyidealizowany, pokazywany tylko z pozytywnej strony. Niewątpliwie miał wielkie zasługi, a jego oddanie pacjentom przeszło do legendy – jedna z jego pacjentek podczas pogrzebu zauważyła, że został pochowany w dziurawym bucie. I nic dziwnego, bo Tochterman faktycznie rozdawał potrzebującym pieniądze, a sam niewiele miał. Jednak niektóre jego działania budzą kontrowersje. Gdy w 1947 roku pisał pracę na temat radomskiego szpitalnictwa, pominął wszystkich lekarzy, którzy zginęli w Katyniu. Najwyraźniej bał się narazić władzy ludowej.

Na koniec muszę jeszcze o coś zapytać. Jak oblegany przez pacjentów lekarz znajduje czas na realizację pasji, która wymaga przekopywania archiwów, przeszukiwania źródeł i spędzania wielu godzin przed komputerem?

Wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Przyjąłem zasadę, że każdego dnia, bez względu na wszystko, poświęcam trzy kwadranse na swoją działalność historyczną, choć chciałbym podkreślić, że nie uważam się za historyka, co najwyżej historyka-amatora.

Rozmawiał: Rafał Natorski

1915–1920 Karetka pogotowia w Radomiu, ul. Żeromskiego 51
Szpital Radom 1927
Szpital św. Kazimierza 1933
Z radomskiej gazety (XIX w.)
Rafał Natorski
Rafał Natorski
Wieloletni dziennikarz związany m.in. z Gazetą Wyborczą, Życiem Warszawy, Wirtualną Polską. Redaktor naczelny i prowadzący wielu tytułów i wydań, copywriter, obecnie CEO agencji medialnej REMEDIA (z Ewą Podsiadły-Natorską).

Więcej od autora

Chcesz być na bieżąco z informacjami ze świata medycyny?

ŚWIAT LEKARZA i ŚWIAT LEKARZA 3D w Twojej skrzynce mailowej: